Sporo miejsca reprezentantowi polskiej młodzieżówki poświęcił dziennikarz BBC, Paul Fletcher. Redaktor spędził ze Szczęsnym kilka godzin, w czasie których poznał go jako "pewnego siebie, otwartego i ujmującego" człowieka, a materiał poświęcony Polakowi zatytułował "Odpowiedź na bramkarskie problemy Arsenalu?".
Od listopada Szczęsny jest wypożyczony do Brentford FC, które występuje w League One. Pod koniec stycznia kluby doszły do porozumienia w sprawie przedłużenia pobytu Szczęsnego na Griffin Park do końca sezonu. W barwach "Pszczół" wystąpił do tej pory w 13 spotkaniach, 5 razy zachowując czyste konto. W pozostałych przepuścił zaledwie 10 bramek. W trzeciej lidze przechodzi prawdziwą szkołę angielskiej piłki: - To dla mnie twarda lekcja. Pozostawanie przez 90 minut skoncentrowanym jest ciężkie, ale to coś, czego muszę się nauczyć. W rezerwach Arsenalu nie miałbym takiej możliwości.
- Kiedy wrócę do Arsenalu, chcę walczyć o pierwszy skład. Musisz samemu uwierzyć, że jesteś wystarczająco dobry, by zająć czyjeś miejsce, a ja chcę tego niezależnie od tego, kto jest numerem 1 w Arsenalu - przekonuje Szczęsny. Zdaniem Fletchera, Polak ma wszelkie mentalne cechy, dzięki którym może wspiąć się na sam szczyt. - Jako człowiek jestem pewny siebie i zawsze taki byłem. W zawodzie bramkarza to bardzo ważne, ponieważ kiedy popełnisz błąd i przestaniesz w siebie wierzyć, wtedy stajesz się słaby - mówi Szczęsny.
W rozmowie z dziennikarzem BBC Szczęsny stwierdził, że jeśli w lecie nie uda mu się przekonać do siebie Arsena Wengera, nie będzie godził się z rolą rezerwowego i uda się na kolejne wypożyczenie: - Tym razem mam nadzieję na klub Premier League lub chociaż z Championship.
- Nie chcę, żeby ludzie mówili, że jestem w porządku lub przeciętny. Chcę, żeby mówili, że jestem najlepszy i kochali mnie albo, że jestem najgorszy i mnie nienawidzili - puentuje Polak, a jego słowa zdają się oddawać w pełni jego charakter.
W tej chwili Szczęsny w hierarchii Wengera zajmuje miejsce za Manuelem Almunią i Łukaszem Fabiańskim, na równi z Vito Mannone.