Pierwsze trzy kwadranse stały pod znakiem nieustannych prób gospodarzy dążących do zdobycia bramki. Podopieczni Piotra Rzepki umiejętnie stworzyli jednak blok obronny i gra Arki przypominała walenie głową w mur, ale pomimo to żółto-niebiescy mieli kilka dogodnych okazji do otworzenia wyniku spotkania. Pierwszą z nich miał Bartosz Ława, któremu w 16. min. na drodze do bramki stał już tylko bramkarz Jastrzębia Jakub Kafka. Ku rozpaczy gospodarzy, uderzenie pomocnika z Gdyni minęło słupek z niewłaściwej strony.
W 28. minucie dośrodkowanie Karwana minęło zarówno wszystkich zawodników Arki, jak i GKS-u, a futbolówka odbiła się od poprzeczki. Kilka minut później w to samo miejsce przymierzył Olgierd Moskalewicz. W samej końcówce ponownie Karwan o mały włos nie oszukał Kafki uderzeniem z rzutu wolnego. Na te ataki goście byli w stanie odpowiedzieć tylko jedną groźną akcją Narwojsza. Ciekawa pierwsza odsłona tego meczu zakończyła się jednak bezbramkowym remisem.
W drugiej połowie gospodarzom zdawało się powoli już brakować sił. Atakowali dość schematycznie, a w ich zagrania zaczęła wkradać się nie dokładność. Po meczu szkoleniowiec gdynian podkreślał, że spodziewał się takiego obrotu spraw, bo jego piłkarze w ostatnim czasie coraz dotkliwiej odczuwają napięty terminarz. W efekcie coraz częściej do głosu dochodzili zawodnicy z Jastrzębia, ale im także brakowało zimnej krwi, aby skutecznie zepsuć humory arkowcom.
Wreszcie trybuny oszalały z radości. W 69. minucie z dwudziestu metrów uderzył Moskalewicz, a futbolówka po drodze odbiła się jeszcze od któregoś z piłkarzy w polu karnym i zatrzymała się dopiero w siatce.
Pomimo zdobytej bramki obraz gry nie uległ zmianie. Arka w dalszym ciągu dość nieporadnie atakowała, a GKS szukał swoich szans w kontratakach. O zmianę wyniku najbliżej było już w samej końcówce meczu. Grzegorz Niciński najpierw z ok. 10 metrów pięknie złożył się do dośrodkowania Bazlera, ale piłka przeleciała nad bramką. Kilka chwil później ten sam piłkarz uderzył zza pola karnego, a futbolówka trafiła w poprzeczkę.
W ostatniej akcji meczu cały stadion zamarł. W idealnej sytuacji znalazł się Karwot, ale jego uderzenie głową minimalnie minęło słupek, choć niektórym przed oczami stanął już obraz dobrze znany z meczów z Kmitą i Zniczem, gdy Arka traciła punkty w doliczonym czasie gry. Trzeba jednak zaznaczyć, że zdaniem wielu obserwatorów napastnik GKS-u był na wyraźnym spalonym, którego nie wychwycili sędziowie meczu.
Dla porządku trzeba jeszcze wspomnieć o dwóch sprawach. Pierwsza z nich to uraz, jakiego nabawił się Damian Nawrocik. Wszystko wskazuje na to, że w tym sezonie ten piłkarz Arce już nie pomoże. Druga z nich to postawa arbitra. Obie strony zgodnie przyznały, że tak słabego sędziowania nie widzieli już dawno, choć na szczęście Rafał Roguski nie wypaczył wyniku rywalizacji.
Radość ze zwycięstwa w Gdyni była ogromna, ale kibice wyrażali swój niepokój postawą żółto-niebieskich zwłaszcza w drugiej połowie. Trener Jończyk zapewnia jednak, że tydzień, który dzieli jego drużynę do kolejnego meczu, wystarczy aby wreszcie trochę zregenerować nadszarpnięte siły arkowców.
Arka Gdynia - GKS Jastrzębie 1:0 (0:0)
1:0 - Moskalewicz 70'
Składy:
Arka Gdynia: Witkowski - Sokołowski, Łabędzki, Baster, Szyndrowski, Ulanowski (60' Chmiest), Wachowicz (85’ Balzer), Ława, Nawrocik (19' Karwan), Niciński, Moskalewicz
GKS Jastrzębie: Kafka - Jędrzejczyk, Wilczek (46' Adaszek), Bednarek, Ciemięga, Pielorz, Woźniak, Wawrzyczek, Narwojsz (83’ Karwot), Małkowski, Żbikowski (87’ Rusinek)
Żółte kartki: Wawrzyczek, Woźniak (Jastrzębie) oraz Ława (Arka)
Sędzia: Marcin Roguski (Warszawa)
Widzów: 9000 (w tym ok. 100 gości).
Najlepszy zawodnik Arki: Olgierd Moskalewicz.
Najlepszy zawodnik GKS-u: Maciej Małkowski.
Zawodnik meczu: Olgierd Moskalewicz.