Wpadki Cabaja i Przyrowskiego z minionej kolejki to pretekst do większej dyskusji na temat tych dwóch zawodników. Taką debatę można wywoływać niemal o każdej porze roku - obaj bramkarze błędy popełniają cyklicznie. Można jeszcze dodać złośliwie, że tak jak kobiety, obaj mają swoje słabsze dni w miesiącu. Co się dzieje wtedy z ich organizmami - tego może już nie roztrząsajmy, pozostawiając zawodnikom odrobinę intymności.
Aby zachować obiektywizm, przyjrzyjmy się faktom. Bramkarz Cracovii, Cabaj, rozdawał prezenty już co najmniej kilku ekipom w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy. Jesienią sezonu 2008/09 podał piłkę wprost pod nogę Artura Sobiecha i Ruch podwyższył wynik na 2:0. W tych samych rozgrywkach osłabił swój zespół m. in. w pojedynku z Jagiellonią, już w 4. minucie otrzymując czerwoną kartkę za faul na Tomaszu Pesirze, a także w prestiżowej konfrontacji z Wisłą, nokautując pod koniec meczu Marka Zieńczuka. Bieżące rozgrywki to aż 32 gole stracone przez Cracovię w 23 spotkaniach (średnia 1,39 na mecz). Gorsze są tylko Korona, Piast i... Polonia z Przyrowskim na czele. Cabaj grał aż w 20 meczach tego sezonu.
Podobny bilans błędów ma Przyrowski. Do dzisiaj ze względu na swoje pomyłki jest obiektem różnorakich drwin, a także wymyślnych pseudonimów (Sebastian "Zagrałem Jeden Dobry Mecz" Przyrowski i tak dalej, i tak dalej). Nic jednak za darmo. W tym sezonie pomógł już poprawić dorobek strzelecki Robertowi Lewandowskiemu na inaugurację wiosny, zaliczył także "czerwień" w 12. minucie pojedynku z Ruchem. Najlepszym sezonem golkipera Polonii był 2004/05, a najwięcej pochwał otrzymał za zatrzymanie warszawskiej Legii w półfinale Pucharu Polski. Ale od tamtego czasu minęło 5 lat!
Pomyłki są wpisane w życie piłko-łapaczy. Jest stare powiedzenie, że napastnik nie musi strzelić, ale bramkarz musi obronić, dlatego gra pod zdecydowanie większą presją. Wydaje się jednak, że jeśli Cabaj rozegrał w ekstraklasie blisko 150 spotkań, a Przyrowski niewiele mniej, bo niespełna 115, to obaj zdążyli nauczyć się:
a) łapać piłkę obiema rękami,
b) po mocniejszych strzałach strącać ją do boku,
c) w akcjach jeden na jeden skracać kąt,
d) dyrygować obrońcami.
Tymczasem obserwując kiksy obu graczy, można odnieść wrażenie, że obaj są w trakcie swego debiutanckiego sezonu na najwyższym szczeblu rozgrywek. Bardzo dobre mecze przeplatają z beznadziejnymi, dziennikarzy unikają jak ognia, uważając ich wszystkich prawdopodobnie za kretynów, nosy zadzierają do góry, a gdy kibice chcą od nich autografów, symulują rozmowę przez telefon.
Przyrowskiego i Cabaja zna w Polsce każdy kibic piłki nożnej, bo są to zawodnicy od lat utrzymujący się na futbolowym rynku. Pytanie tylko, czy to dobrze świadczy o nich, czy źle o naszym rynku.
artur.wisniewski@sportowefakty.pl