Cierpliwie do celu - relacja z meczu Znicz Pruszków - Górnik Łęczna

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Już tylko dwa punkty dzielą pruszkowski Znicz od wydostania się ze strefy spadkowej. W niedzielny wieczór, po słabej pierwszej połowie i świetnej drugiej w wykonaniu podopiecznych Jacka Grembockiego, Znicz Pruszków pokonał Górnika Łęczna 2:0.

Pierwsza połowa rozczarowała. Spotkanie rozpoczęło się od ataków piłkarzy Znicza, które jednak kończyły się zazwyczaj na obrońcach Górnika Łęczna. Do głosu z biegiem czasu dochodzili goście, wśród których najbardziej aktywnym zawodnikiem był Prejule Nakoulma, który występował jako fałszywy napastnik.

Najwięcej zagrożenia pod bramką, a raczej na lewym skrzydle, stwarzał rewelacyjnie grający Marcin Rackiewicz, który wielokrotnie mijał Piotra Bronowickiego, byłego piłkarza Legii Warszawa. Lewemu pomocnikowi Znicza brakowało jednak zdecydowania, kiedy to mijając dwóch przeciwników, zamiast wbiegać w pole karne, dośrodkowywał, a gospodarze tracili piłkę.

Mimo to, żadna z drużyn nie stworzyła sytuacji podbramkowej, oddając jedynie lekkie strzały z pola karnego, lub niecelne, ale mocne z dystansu. Łukasz Stefaniuk raz w 27. minucie próbował pokonać Adriana Bieńka, jednak jego strzał z 16. metrów zablokowali obrońcy, a w 36. minucie uderzył zza pola karnego obok słupka.

W zespole z Pruszkowa w ataku grali Kamil Biliński, zupełnie nie widoczny w pierwszej odsłonie spotkania oraz Kacper Tatara, próbujący zamieszać w szykach obronnych gości, jednak przegrywający pojedynki fizyczne, a także biegowe z parą środkowych obrońców z Łęcznej.

Na drugą połowę pruszkowianie wyszli o wiele agresywniej nastawieni. Od początku uderzali wiele razy na bramkę i szybciej niż przed przerwą operowali piłką. W 51. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę do bramki głową skierował Błażej Radler. W 60. minucie na boisku pojawił się Tomasz Chałas, który przez wiele miesięcy musiał pauzować z powodu kontuzji.

Przez kolejne minuty gospodarze dominowali i pokazywali, że naprawdę zależy im na utrzymaniu się na zapleczu Ekstraklasy. Szansę na zdobycie gola mieli Chałas i Biliński. Nie zwalniał również Rackiewicz, który co chwila dośrodkowywał w pole karne Górnika. W 65. minucie Chałas strzelał głową na bramkę gości, ale piłka przeleciała wysoko nad poprzeczką. Nie był to wieczór napastnika Znicza. Kontuzja niestety negatywnie odbiła się na jego formie. Na palcach jednej ręki można policzyć udane akcje czy zagrania Chałasa, który nie czuł piłki.

Za to w 78. minucie zrobiło się groźnie pod bramką Bieńka, kiedy to Janusz Surdykowski przebiegł z jednego skrzydła na drugie, mijając przy tym pięciu podopiecznych Jacka Grembockiego, jednak oddał potem piłkę Bartłomiejowi Niedzieli, który fatalnie uderzył z dystansu. W 87. minucie Górnik został jednak pogrążony za sprawą bramki Tomasza Felisiaka, po uderzeniu głową.

W doliczonym czasie gry sędzia nie uznał bramki zdobytej ze spalonego przez Nakoulmę.

Znicz Pruszków - Górnik Łęczna 2:0 (0:0)

1:0 - Radler 51’

2:0 - Feliksiak 87’

Składy:

Znicz Pruszków: Bieniek - Klepczarek, Kowalski, Januszewski, Radler, Rackiewicz, Kasperkiewicz (83’ Osoliński), Falkowski, Tatara (60’ Chałas), Biliński (68’ Chałas), Felisiak

Górnik Łęczna: Prusak - Bronowicki (62’ Nazaruk (68’ Niedziela)), Karwan, Bartkowiak, Radwański, Stefaniuk, Bartoszewicz, Niżnik, Kazimierczak, Nakoulma, Surdykowski.

Żółte kartki: Falkowski, Radler, Feliksiak oraz Wojciechowski (Znicz)

Sędziował: Michał Mularczyk (Skierniewice)

Widzów: 700

Źródło artykułu:
Komentarze (0)