Ratownik Szmatiuk - relacja z meczu Arka Gdynia - PGE GKS Bełchatów

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W przenikliwym zimnie i przy ciągle padającym deszczu Arkowcy zagrali bardzo ambitnie, a przy tym widowiskowo i w końcu przełamali fatum nieskuteczności oraz niemocy własnego boiska. Dzięki temu komplet publiczności na Narodowym Stadionie Rugby uwierzył, że jest jeszcze szansa na uratowanie ekstraklasy dla Gdyni. Przed podopiecznymi Dariusza Pasieki we wtorek kolejny mecz o wszystko z gliwickim Piastem.

W tym artykule dowiesz się o:

Gospodarze rozpoczęli spotkanie w nowym i trochę zaskakującym wariancie taktycznym 4-1-4-1, gdzie linię obrony wspomagał Marcin Budziński, a w ataku szalał osamotniony Joel Tshibamba. Takie ustawienie z jednej strony miało zabezpieczyć defensywę, która w ostatnich spotkaniach regularnie traciła po dwie bramki, a z drugiej wyeliminować w szeregach gości ruchliwego Dawida Nowaka.

Zmarznięci i częściowo przemoczeni fani z Gdyni przecierali oczy ze zdumienia widząc ambitną, składną i szybką grę swoich pupili. Pierwszą okazję miał w 7 minucie po dośrodkowaniu Tadas Labukas ale źle złożył się do główki. Kolejna akcja przyniosła już jednak upragnionego gola, gdy w 17 minucie po dalekim wykopie piłki przez Norberta Witkowskiego, przed polem karnym znalazł się Tshibamba, ograł kapitana GKS-u Dariusza Pietrasiaka i strzałem na długi słupek pokonał niepewnie interweniującego i zasłoniętego Łukasza Sapelę.

Zawodnicy trenera Dariusza Pasieki złapali przysłowiowy wiatr w żagle i kontrolowali sytuację na boisku. Dwukrotnie swoich sił próbował Filip Burkhardt ale za pierwszym razem piłkę z bramki wybił Jacek Popek, a z drugim razem na posterunku był bełchatowski golkiper. Gdy wydawały się, że do szatni Śledzie zejdą z prowadzeniem, mało widoczny do tej pory Maciej Korzym skorzystał z błędu Budzińskiego - ze stoickim spokojem ograł bezradnego Witkowskiego i umieścił futbolówkę w pustej bramce Arki.

Gol do szatni podciął skrzydła gospodarzom. Gra się wyrównała i nie była już prowadzona tak szybko i płynnie. Arkowcy ambitnie dążyli do zwycięstwa, ale drużyna trenera Dariusza Ulatowskiego mądrze się broniła i groźnie kontratakowała. Tak było m.in.: w 51 i 57 minucie, gdy najpierw niecelnie uderzył "Dawidek", a mocny strzał z dystansu Jakuba Tosika wybronił Witkowski.

Żółto-niebiescy kilkukrotnie mieli doskonałe okazje do objęcia prowadzenia w meczu, w tym trzykrotnie z kilku metrów sam na sam z bramkarzem GKS-u! Pierwszą piłkę meczową miał w 70 minucie Tshibamba, ale po dośrodkowaniu Burkharda i zgraniu Labukasa, z 5 metrów podał piłkę Sapeli. Drugą 100% okazję, na minutę przed gwizdkiem końcowym arbitra Marcina Szulca zmarnował stoper gdynian Maciej Szmatiuk, który po zagraniu głową Budzińskiego przegrał pojedynek oko w oko z golkiperem gości.

Gdy część fanów Arki powoli oswajała się z myślą o degradacji - w 91 minucie meczu bohaterem ostatniej akcji i ratownikiem w żółto-niebieskiej koszulce okazał się ... Szmatiuk. Środkowy obrońca gospodarzy znalazł się niepilnowany w polu bramkowym Sapeli, gdzie dostał piłkę strąconą głową przez wprowadzonego do gry Przemysława Trytkę i płaskim strzałem, tuż przy słupku, tym razem posłał ją do siatki gości. Chwilę później arbiter zakończył mecz, a gdyńscy fani oszaleli z radości. Niestety, z powodu nadmiaru żółtych kartek, w arcyważnym kolejnym spotkaniu z Piastem Gliwice w barwach Arki nie zagrają dzisiejsi strzelcy goli.

Arka Gdynia - PGE GKS Bełchatów 2:1 (1:1)

1:0 - Tshibamba 17'

1:1 - Korzym 40'

2:1 - Szmatiuk 90+1'

Składy:

Arka Gdynia: Witkowski - Sokołowski, Mrowiec, Szmatiuk, Kowalski, Burkhardt (90+4' Ulanowski), Budziński, Ława, Bożok (80' Sakaliew), Tshibamba, Labukas (73' Trytko).

PGE GKS Bełchatów: Sapela - Tosik, Pietrasiak, Lacić, Popek, Janus (90' Zakrzewski), Rachwał, Gol, Cetnarski (73' Poźniak), Nowak, Korzym (80' Kuświk).

Żółte kartki: Szmatiuk, Tshibamba (Arka) oraz Popek (PGE GKS).

Sędzia: Marcin Szulc (Warszawa).

Widzów: 2700.

Ocena meczu: 4,0. Arka zagrała jak nie ... Arka. Szybko, kombinacyjnie, po ziemi i bardzo ambitnie. Widać, że drużynie pomogło spotkanie z własnymi kibicami. Zwłaszcza w pierwszej połowie zdominowała zielono-czarnych. Jedyne czego zabrakło to ponownie skuteczności, bo aż trzykrotnie zawodnicy w żółto-niebieskich trykotach stawali sam na sam z golkiperem GKS-u. Udało się dopiero w doliczonym czasie gry, co wielu fanów przypłaciło prawie palpitacją serca.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)