Artur Długosz: W trakcie meczu Stali Stalowa Wola ze Zniczem Pruszków miał pan sporo pretensji do sędziego…
Jacek Grembocki: Nie, nie miałem sporo pretensji. Miałem je tylko raz, gdzie sędzia był na mojej wysokości, dziesięć - osiem metrów za linią obrony i pokazał spalonego przy piłce, gdzie byliśmy sam na sam. Popełnił wielki błąd w takim momencie, gdzie ważyły się losy meczu. Jeżeli się pomylił stojąc na mojej wysokości tego spalonego nie mógł widzieć.
Pana drużyna w meczu w Stalowej Woli mogła spokojnie wygrać. Popełniła trzy błędy po których padły trzy gole dla Stali.
- Tak, tak. Powiem szczerze, że nawet nie popełniła tych błędów tylko dała sobie strzelić te gole. Dała, bo inaczej o tym nie można mówić. Błąd to jeżeli ktoś coś robi, a tutaj nikt nic nie robił. Straciliśmy trzy bramki, wierzyłem w to, że wygramy - wierzyłem. Mieliśmy sytuacje, nie strzeliliśmy, szkoda.
Ma pan młodą, ambitną drużynę. To przez brak doświadczenia takie mecze jak ten ze Stalą nie padają łupem Znicza?
- W piątek ta młodość miała dużo sytuacji, grała ofensywnie, ale tak jak mówię - takie bramki trzeba strzelać. Jak się ma z metra, z dwóch metrów, z siedmiu metrów i jest tylko bramkarz przed napastnikiem...
Będzie jakaś rozmowa indywidualna z napastnikami? Kamil Biliński co prawda strzelił dwa gole, ale miał też inne okazje.
- Kamil Biliński ma u mnie duży zakres obowiązków pracy w defensywie, ale potrafi strzelać gole. Wierzę w niego. Będzie grał na wysokim poziomie - ja to widzę. Musi dawać przez 90 minut tyle co daje przez trzydzieści, przez czterdzieści pięć.
Preferuje pan chyba ofensywny styl gry?
- Tak. Od jakiegoś czasu bardzo ofensywny. Bardzo mnie boli to, że takiego meczu nie można przegrać. Powiedziałem chłopakom: stracimy jedną bramkę - może być ciężko. Straciliśmy trzy, a jednak potrafiliśmy pokazać, że gramy w piłkę. Jedno co mnie bardzo zastanawia to to, że ten zespół Stali bardzo ambitnie walczył. Ja jako były piłkarz aż się uśmiecham. Po prostu jestem zaskoczony, że wcześniej tak nie walczyli, bo oglądaliśmy mecze. W piątek akurat z nami, gdzie są pogrzebani. Myślę, że się wiele rzeczy zaczyna wydarzać takich jak... Byli bardzo zmobilizowani.
Jak na przykład zwycięstwo Piasta Gliwice w Gdańsku z Lechią?
- Nie, nie. Inaczej bym to ocenił. Byli bardzo zmobilizowani na ten mecz. Dlaczego? Proszę sobie samemu odpowiedzieć.
Przed wami teraz mecz z Motorem Lublin. Kolejne spotkanie, można powiedzieć, że o życie.
- Zostało jeszcze sześć spotkań - 18 punktów. Jedenaście punktów da na pewno utrzymanie - tak uważam. Dwanaście na tysiąc procent. My musimy wygrywać tylko musimy mądrze grać. Graliśmy mądrze drugą połowę, pierwszą połowę nie za bardzo mądrze - dlatego straciliśmy trzy bramki.
A czy ci młodzi zawodnicy będą w stanie wytrzymać taką presję? Co prawda pochodzą oni głownie z klubów ekstraklasy...
- Tak, tak. Czy oni są w stanie? Powiem tak - przecież my im za to płacimy. Oni są zawodowymi piłkarzami. Dziś w Zniczu, jutro może w Legii, może gdzie indziej - w Wiśle Kraków, Lechii Gdańsk. Płacimy im za to. Oni muszą być odporni, muszą się sprawdzić w takim ciężkim boju. Lepiej grać w Zniczu i mieć jeszcze szansę niż w zespole, który już spadł. Lepiej, bo można pokazać, można złapać doświadczenia, można się wypromować. I pomóc klubowi.
Pan też nie boi się stawiać na takich młodych zawodników co w Polsce jest rzadkością.
- Jestem człowiekiem odważnym. Tylko mówię - praca, przede wszystkim praca. I tak jak w piątkowym spotkaniu - nie można tracić trzech goli.
Stal i Motor Lublin już praktycznie spadły. Zostały jeszcze dwa miejsca, kto do nich dołączy?
- Jest mi trudno powiedzieć. Na pewno nie Znicz.