Marcin Ziach: Jest pan zadowolony z formy swojej drużyny na ligową inaugurację? Wywozicie punkt z bardzo trudnego terenu.
Dariusz Kubicki: Jestem zadowolony przede wszystkim z pierwszej połowy spotkania, a wykonaniu mojej drużyny. Dominowaliśmy na boisku i tak naprawdę mogliśmy już do przerwy rozstrzygnąć losy tego meczu. W drugiej połowie daliśmy się zbyt głęboko zepchnąć do defensywy i Gieksa stworzyła sobie kilka groźnych sytuacji pod naszą bramką. Jestem jednak dumny ze swoich zawodników. Drużyna latem została solidnie przebudowana, w kadrze jest wielu młodych, perspektywicznych chłopaków. Myślę, że zaprezentowaliśmy się nie najgorzej.
Niemniej jednak remis w tym spotkaniu nie może pana w pełni zadowolić. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki.
- Rzeczywiście przed meczem remis wziąłbym w ciemno. Wiele się czytało w mediach o tym, jak silną drużynę buduje Gieksa i jakie ten zespół ma na ten sezon aspiracje. Po spotkaniu jednak nie mogę być szczęśliwy. Trudno być szczęśliwym, kiedy tak doświadczony zawodnik jak Piotr Kosiorowski nie strzela rzutu karnego. Gdyby udało mu się trafić prowadzilibyśmy dwoma bramkami i według mnie byłoby już po meczu. To spotkanie ułożyło nam się fantastycznie i w mojej ocenie powinniśmy zdobyć trzy punkty.
Ma pan żal do Kosiorowskiego, że nie wykorzystał tej szansy?
- Co ja mogę powiedzieć, żalu na pewno nie mam. Na treningach rzuty karne strzelał najlepiej. Równie dobrze szło mu w sparingach, gdzie regularnie jedenastki wykorzystywał. W tym meczu podszedł do piłki i przestrzelił. Nie mogę się na niego za to obrazić. Lepsi zawodnicy od Piotrka też przestrzelali.
GKS zaskoczył pana pod jakimś względem?
- Widać, że to drużyna, która na własnym stadionie jest bardzo groźna. O ile w pierwszej połowie udało nam się przeciwnika umiejętnie kontrolować, to w drugiej części gry, kiedy pozostawiliśmy GKS-owi trochę więcej miejsca na własnej połowie kilkukrotnie byliśmy w opałach. W Katowicach jeszcze niejeden zespół straci punkty, dlatego też generalnie jestem zadowolony z inauguracji. Szkoda tylko, że nie jest bogatsza punktowo.
Według pana Dolcan w Katowicach bardziej stracił dwa punkty, niż zdobył jeden?
- Może w takich kategoriach tego meczu nie chciałbym oceniać, ale wydaje mi się, że gdybyśmy wykorzystali swoje szanse w pierwszej połowie i zdobyli drugą bramkę wprowadziłaby ona dużo spokoju w poczynania moich w szczególności młodych zawodników. Wtedy byłoby dużo większe prawdopodobieństwo, że wyjeżdżalibyśmy ze Śląska w jeszcze lepszych nastrojach.
Skazywany na pożarcie Dolcan z budowanym do walki o awans GKS-em Katowice walczył jak równy z równym.
- Szczerze mówiąc ja nie mam żadnych kompleksów. Takie samo podejście staram się wpoić swoim zawodnikom i na boisku to jest widoczne. Poza słabszymi momentami w drugiej części gry naprawdę mogę być po tym meczu dumny ze swojej drużyny.
W drużynie zadebiutował dzisiaj pana syn, Patryk.
- Aaa, gdzie tam! To jest tylko zbieżność nazwisk (śmiech).
Wszystkie źródła podają, że jest to pana syn.
- Skoro pan tak mówi, to tak pewnie rzeczywiście jest (śmiech). Patryk jest moim synem na co dzień. W pracy to przede wszystkim jeden z zawodników, od którego wymagam niemniej niż od innych. Na żadną taryfę ulgową z mojej strony liczyć nie może.
Potomek poszedł w ślady ojca. Jest pan z niego dumny?
- Patryk w dorosłym futbolu stawia dopiero pierwsze kroki. Jakby nie było, na pewno w jakieś tam statystyki zawsze się patrzy. Jeśli się nie mylę, rzut karny dla naszej drużyny był podyktowany właśnie po faulu na nim. W kolejnej akcji mógł jeszcze strzelić bramkę po rzucie rożnym, ale zabrakło mu trochę doświadczenia.
Wydaje mi się jednak, że debiut był udany. Postawi mu pan piwo po tym meczu?
- Chyba pan żartuje! Patryk ma dopiero szesnaście lat i dziewięć miesięcy. Proszę mi wierzyć, on jeszcze piwa nie pije. On jest wychowany dla piłki i dla nauki. O piwie nie może być mowy. No, może zasłużył na oranżadę (śmiech).
Jaki cel postawiono przed Dolcanem na ten sezon?
- Jasnych celów przed drużyną zarząd nie postawił, ale cel wychodzi sam z siebie. Chcemy walczyć o jak najwyższą lokatę w lidze i w każdym meczu pokazać się z dobrej strony i punktować. Namiastkę tego na co nas stać pokazaliśmy w meczu z GKS-em.
Przed rokiem Dolcan na półmetku sezonu był bliski włączenia się do walki o awans do ekstraklasy.
- Faktycznie tak było, ale późniejsze zimowe roszady przekreśliły te plany. Teraz mamy młodą, ambitną drużynę i miejmy nadzieję, że unikniemy nerwówki, jaka była naszym udziałem w ostatnim sezonie.
Przed pana drużyną kolejne starcie z drużyną z wysokimi aspiracjami, bo w kolejnej serii gier do Ząbek przyjedzie ŁKS Łódź.
- Przed tym meczem będziemy musieli jeszcze solidnie popracować przede wszystkim nad grą w ofensywie i skutecznością. Jest trochę do poprawy, ale moi zawodnicy nie boją się ciężkiej pracy, a dla mnie praca z nimi to czysta przyjemność. Co do meczu, zrobimy wszystko by znów zapunktować. Po to przecież wychodzimy na boisko.