Po meczu w Pradze Czesi zarzucali Lechowi, że ten grał na czas i symulował faule. Ciężko jednak było doszukiwać się takich zagrań. O wiele bardziej ewidentnie w ten sposób zagrali piłkarze Sparty w meczu rewanżowym. Nie tylko starali się ukraść każdą sekundę, ale przede wszystkim od początku meczu prowokowali lechitów, a potem ci nie byli dłużni. Spotkanie przerodziło się w prawdziwą wojnę.
Pierwsze zaczepki miały już miejsce w tunelu, przed wyjściem zawodników na murawę. - W meczach pucharowych takie drobne konflikty są normalne. Chodzi o to, aby powiedzieć sobie parę słów i "podkręcić" przeciwnika. Oba zespoły wiedziały o co grały, bo stawka meczu była wysoka - tłumaczy Jozef Chovanec, trener Sparty.
W pierwszej połowie sędzia kilka razy musiał uspokajać piłkarzy. Prawie przy każdym stałym fragmencie przerywał grę. Piłkarze jednej i drugiej drużyny często używali łokci, które lądowały na ciele przeciwnika. W drugiej połowie Fredy Fautrel podyktował nieco kontrowersyjny rzut karny, a potem dał już prawdziwy popis. Zdecydowanie chciał wyrosnąć na głównego bohatera tego spotkania, co mu się zresztą udało. Na dziesięć minut przed końcem meczu słusznie wyrzucił z boiska Marka Matejovskiego i niesłusznie Bartosza Bosackiego. Jeśli z boiska miał wylecieć któryś z lechitów, to powinien być to Sławomir Peszko, ponieważ sam postanowił wymierzyć sprawiedliwość i odepchnął Czecha. Chwilę potem za agresywne wejście z boiska wyleciał Libor Sionko. Arbiter z pewnością dopatrzył się tam żądzy rewanżu. - Sędzia nie panował nad tym co działo się na boisku. W drugiej połowie strasznie się gubił, ale my jesteśmy od grania, a nie od oceniania - mówi Grzegorz Wojtkowiak, obrońca Lecha.
W przekroju całego meczu dochodziło do wielu starć między piłkarzami obu drużyn. Taktyka Sparty okazała się skuteczna, bowiem często udawało jej się wyprowadzić z równowagi lechitów. Czesi zarzucali Lechowi symulowanie, a w końcówce meczu sami starali się "kraść" cenny czas. - W tym meczu było sporo emocji. Już na początku trener Zieliński miał konflikt z Liborem Sionko. Na koniec doszło do sytuacji, do których nie powinno dojść - mówi Chovanec, który nie chciał oceniać pracy sędziego. - Nigdy nie będę wchodził na ten cienki lód. Ocenianie sędziów nie należy do mnie, od tego są specjalne komisje - dodaje trener Sparty. Odważniejsi byli piłkarze Lecha, którzy przyznali, że sędzia nie radził sobie na boisku i padły nawet zarzuty wypaczenia wyniku.
Fredy Fautrel na pewno nie będzie w Polsce miło wspominany. Teraz zraził do siebie kibiców Lecha, w zeszłym roku Legii Warszawa. Wtedy sędziował pojedynek warszawiaków z Broendby Kopenhaga. Zarzucano mu, że uznał bramkę dla Duńczyków zdobytą ze spalonego i nie dopatrzył się zagrania ręką bramkarza poza polem karnym.