Tomasz Dzionek: Wisła zatrudni trenera od zaraz

Dwa dni przed zainaugurowaniem przez Wisłę Kraków tegorocznych rozgrywek z klubem pożegnał się trener Henryk Kasperczak. Nieistotne jest kto w rzeczywistości pierwszy powiedział "goodbye" - trener, czy włodarze Białej Gwiazdy, wściekli na ponownie krótką przygodę w europejskich pucharach. Faktem jest, że wyścig o mistrzostwo już się rozpoczął, a krakowianie wypłynęli w rejs bez sternika. Choć wiatry pewnie będą im sprzyjać, to nie można oprzeć się wrażeniu, że zatrudnianie trenera po zakończeniu budowania i przygotowywania zespołu pachnie lekką fuszerką.

Tomasz Dzionek
Tomasz Dzionek

W Polsce specjalistów od trenerskiego fachu można policzyć na palcach jednej ręki, a i ci nie mogą zagwarantować murowanego sukcesu. Powyższe potwierdza prezentowany przez polskie kluby styl gry (albo jego brak) i ich osiągnięcia w konfrontacji z bardziej profesjonalnie prowadzonymi zespołami zza granicy. Szkoleniowiec nad Wisłą zwykle traktowany jest jako opiekun grupy piłkarzy, organizujący im wolny czas zabawami na powietrzu, powszechnie zwanymi treningami. W trakcie meczu zawsze piłkarzom podpowie, poradzi, zmęczonego zastąpi niezmęczonym, pocieszy po przegranej, pogratuluje zwycięstwa. Ojcami sukcesu zazwyczaj okrzykuje się najlepszych piłkarzy, winowajcą kompromitacji jest tylko i wyłącznie trener. W konsekwencji marginalizowania pozycji trenera w zespole rozwiązywanie z nim kontraktu po nieudanym sezonie, czy meczu traktowane jest jako powszechnie obowiązujący standard. Łatwiej przecież pożegnać się z jedną osobą, niż z kilkoma słabymi piłkarzami.

Wisłę Kraków można traktować jako jednego z liderów w dziedzinie częstotliwości zwolnień trenerskich. Lekka ręka prezesów powoduje, że każdy szkoleniowiec zapraszany do pracy na stadion przy ul. Reymonta 22 musi zdawać sobie sprawę, że delikatne potknięcie będzie groziło wypowiedzeniem. W ciągu dziesięciu lat (2000-2010) włodarze krakowskiego klubu zmieniali trenerów szesnaście razy. Dla porównania w tym samym okresie Lech Poznań prowadziło dziesięciu szkoleniowców (od 2003 roku tylko trzech!), a stołeczną Legię - jedenastu. Powyższe liczby uwzględniają trenerów tymczasowych, zatrudnianych w zamyśle przejściowo, na kilka dni lub tygodni.

Pożegnanie Henryka Kasperczaka w przededniu rozpoczęcia sezonu tylko utwierdza w przekonaniu, że dla krakowskich prezesów trener jest niepotrzebny. W dzisiejszych czasach decyzji dotyczących transferów zawodników szkoleniowiec nie podejmuje, a znaczący wpływ na sposób prowadzenia treningów mają sami piłkarze. Wystarczy przypomnieć, że Dana Petrescu z Krakowa wyrzucili w rzeczywistości narzekający na zbyt intensywne treningi wiślacy. Niedawny incydent z odmawiającym gry w sparingu Patrykiem Małeckim ewidentnie pokazuje, że w klubie z piłkarzami należy się liczyć.

Medialne propozycje dotyczące nowego szkoleniowca rzecznik prasowy Wisły - Adrian Ochalik dementuje stanowczo. Podobno prezes Bogdan Basałaj podróżuje po Europie w poszukiwaniu śmiałka, który będzie miał na tyle odwagi i determinacji, żeby z krakowskimi piłkarzami osiągnąć coś więcej niż awans do europejskich pucharów. Niemniej jednak druga kolejka ekstraklasy tuż tuż, a na ławce trenerskiej zasiadać będzie tymczasowy Tomasz Kulawik. Kiedy w Grodzie Kraka pojawi się trener, nie wie pewnie nawet prezes Basałaj.

Wielokrotnemu mistrzowi Polski przydałby się ambitny szkoleniowiec z europejskim doświadczeniem, który mógłby zyskać szacunek wśród zawodników i oparcie we włodarzach klubu. Zwycięstwa na krajowym podwórku nie powinny być wystarczającym zaspokojeniem sportowych aspiracji prezesa. Ostatnie lata zaś pokazują, że Wisła Kraków pod wodzą trenerów przeciętnych, czy jak kto woli wypalonych, przegrywa pojedynki z Estończykami i Azerami. Niemniej jednak, niezależnie kogo włodarze Wisły namaszczą na nowego selekcjonera, nic nie wskazuje na to, by był on w stanie zagościć w Grodzie Kraka na dłużej.

Tomasz Dzionek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×