- Obecnie przebywam w Polsce. Przeszedłem operację przegrody nosowej i mam mały odpoczynek. Kluby w Szwecji mają teraz przerwę na Mistrzostwa Europy. Do końca zostało jeszcze jedenaście kolejek i do gry wracamy na początku lipca - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Marcin Burkhardt.
Sprowadzony z Amiki Wronki do Legii za 650 tys. euro pomocnik nie żałuje przenosin z Warszawy do Szwecji. W zespole ze stadionu Idrottsparken gra kilkukrotnie więcej niż u Jana Urbana a i życie w Skandynawii, mimo iż droższe, jest wygodniejsze niż w kraju nad Wisłą. - Gra w Szwecji to inna droga do grania na wyższym poziomie. W Legii nie miałem szans grania, więc odszedłem. Z mojej perspektywy zrobiłem na pewno krok do przodu. Tu gram w większym wymiarze czasowym. Ale to jest piłka. Każdy trener ma zawodników pasujących mu do koncepcji a ja wyraźnie nie pasowałem - stwierdza. - Myślę, że w Szwecji żyje się fajnie. Na dużo wyższym poziomie jest życie socjalne. Szpital, urząd, to wszystko załatwia się od ręki. Na operację nosa musiałem czekać tylko jeden dzień, co przyznam, bardzo mnie zdziwiło - śmieje się 25-latek.
Na początku swojej przygody ze Szwecją Burkhardt zrobił na Skandynawach ogromne wrażenie. W pierwszych spotkaniach ligowych przez lokalne media wybierany był najlepszym piłkarzem zespołu. Dotychczas w lidze szwedzkiej zdobył jedną bramkę, kilkukrotnie asystując kolegom. Mimo to wychowanek Olimpii Poznań twierdzi, że jego forma nie jest jeszcze na najwyższym poziomie. - Myślę, że ten klub to dobre miejsce dla rozwoju. Na początku często byłem wybierany najlepszym zawodnikiem meczu. Chyba to dobrze o mnie świadczy. Strzeliłem jedną bramkę, zaliczyłem kilka asyst. Na pewno się odbudowałem, jeżeli chodzi o formę fizyczną i psychiczną, ale wiem, że nie jest to wszystko, na co mnie stać. Mogę grać na jeszcze wyższym poziomie - zapewnia.
Mimo dobrej formy 25-latka zespół Norrkopingu na początku sezonu spisywał się fatalnie. W pierwszych pięciu kolejkach podopieczni trenera Matsa Jingblada na swoim koncie mieli zaledwie jeden punkt. Obecnie, mimo iż popularni "Snoka" są na ostatnim miejscu w tabeli to do miejsca gwarantującego im utrzymanie trąca zaledwie jeden punkt. - Na początku było słabo. Zajmowaliśmy przedostatnie miejsce. Pierwsze pięć spotkań wypadło tragicznie. Traciliśmy bramki na początku spotkań i to nam podcinało skrzydła. Widać jednak, że w zespole jest potencjał i jestem przekonany, że utrzymamy się w lidze - przekonuje "Bury".
Burkhardt jest największą gwiazdą 13-krotnego mistrza Szwecji. Kiedy przebywał na testach w Norrkoping media okrzyknęły go mianem "profesora". Jak przyznaje sam piłkarz popularności w liczącym blisko 120 tysięcy ludzi mieście tak mocno nie odczuwa. Woli być dostrzeganym przez trenera niż kibiców. - Nie odczuwam tego, że jestem tu gwiazdą. W Norrkoping mieszka 120 tysięcy ludzi. Jest to jedno z większych miast w Szwecji. Największe to Sztokholm, Goeteborg a później są mniejsze miasta, po 200-300 tysięcy ludzi. Dla mnie ważne jest to, że gram sporo w pierwszym składzie. Motywujące jest to, że ktoś na ciebie stawia - twierdzi.
Wielu polskich piłkarzy po wyjeździe za granicę stwierdza, że każda liga inna niż nasza ma dużo wyższy poziom. Burkhardt twierdzi jednak, że w Szwecji są drużyny, które w Polsce powalczyłyby o najwyższe trofea jednak poziom całej ligi nie odbiega dużo od naszej ekstraklasy. - Kilka zespołów jest naprawdę bardzo mocnych. Takie drużyny jak Kalmar, AIK Sztokholm czy Elfsborg w Polsce mogłyby walczyć o najwyższe trofea. Powiedziałbym jednak, że poziom tych lig jest porównywalny - ocenia.
Dobra gra Burego w Norrkoping może zaowocować transferem do lepszej drużyny. Jak przyznaje piłkarz liga szwedzka jest mocniej obserwowana niż nasza ekstraklasa. - Na początku zrobiłem dobre wrażenie a to ważne. Czas pokaże czy zechce mnie jakiś mocniejszy klub. Z tego, co widzę, tu w Szwecji jest dużo większe zainteresowanie klubów zagranicznych niż w Polsce. Na pewno chciałbym grac w dobrym klubie, ale teraz jestem piłkarzem Norrkoping i dla mnie liczy się tylko ten klub. Mam nadzieje, że za rok awansujemy do Pucharu UEFA i wtedy pokaże, na co mnie stać. W kontrakcie nie ma żadnej sumy odstępnego, więc Szwedzi mogą za mnie podyktować jakąkolwiek cenę. Wiem, że nie będą to jakieś astronomiczne pieniądze. Do Polski nie chce wracać. Przynajmniej nie teraz. Ale przyznam się, że tęsknie za Polską – kończy Marcin Burkhardt.