Mateusz Dębowicz: Jesteś tak dobry jak twoje zasługi

Był czas, gdy do reprezentacji Polski z uporem powoływano, ku zdumieniu sporej części kibiców, Adama Kokoszkę, który nie miał szans na regularną grę w Wiśle Kraków. Wielokrotnie krytykowano każdego z selekcjonerów za powoływanie graczy siedzących na ławkach w zachodnich klubach. Zdziwienie wywołało też zaproszenie na zgrupowanie Marcina Robaka czy Jarosława Bieniuka, występujących w tym czasie w pierwszoligowym Widzewie. Podobne wątpliwości - nie wiem dlaczego - nie towarzyszą jednak powołaniu Euzebiusza Smolarka, który ma być cudownym lekarstwem na nieskuteczność polskiej kadry podczas meczów z Australią i Ukrainą.

Mateusz Dębowicz
Mateusz Dębowicz

Ebi w naszej reprezentacji po raz ostatni zagrał we wrześniu ubiegłego roku, a jego licznik zatrzymał się na 43 meczach i 19 bramkach. Utrata zaufania selekcjonera, problemy ze znalezieniem klubu, a później odbudową formy sprawiały, że nikt nie wróżył byłemu graczowi Borussii Dortmund powrotu do gry z orzełkiem na piersi. Syn brylującego przed laty Włodzimierza odstawił jednak na bok marzenia o zawojowaniu Europy na rzecz regularnych występów, będących warunkiem gry w narodowych barwach. Latem podpisał więc kontrakt z Polonią Warszawa i w tym sezonie po raz pierwszy w karierze wystąpił w naszej ekstraklasie. Ani razu nie wyszedł jednak w pierwszym składzie Czarnych Koszul, przegrywając rywalizację z Arturem Sobiechem (również powołany przez Smudę na najbliższe mecze) i Danielem Gołębiewskim. Mimo to dwie strzelone przez niego bramki na tyle zachwyciły selekcjonera, że ten - pamiętając o serii czterech meczów bez zdobytego gola - postanowił dać Ebiemu szansę na powrót do narodowej drużyny. Moim zdaniem całkowicie niezasłużenie i na wyrost.

Owszem po powrocie do ojczyzny Smolarek prezentuje się całkiem nieźle, ale nawet sam trener Jose Maria Bakero mówi, że potrzebuje on jeszcze miesiąca by nadrobić zaległości w przygotowaniu kondycyjnym. W dodatku zawsze przestrzegano, by jedno dobre spotkanie nie dawało automatycznie przepustki do kadry, a tak dokładnie stało się w przypadku Ebiego. Czy nie lepiej było poczekać z sięgnięciem po doświadczonego napastnika przez wyjazdem do USA? Czym są dwie bramki w trzech pojedynkach? W sumie to niczym specjalnym jak na cenionego kiedyś napastnika (jego gole z zeszłego sezonu można policzyć na palcach jednej ręki), bo są u nas snajperzy - fakt, że obcokrajowcy - z dorobkiem o jedno trafienie lepszym.

Rozumiem, że kadra ma problemy ze skutecznością, ale czy akurat receptą na tę przypadłość może być zawodnik niegotowy do gry na pełnych obrotach przez 90 minut (na razie w trakcie trzech kolejek uzbierał 80)? Idąc tropem myślenia selekcjonera (kierującego się moim zdaniem w tym przypadku dawnym zasługami) można pokusić się o przewrotne stwierdzenie, że przecież powołać wypadałoby także Andrzeja Niedzielana, który trzykrotnie pokonał bramkarzy rywali czy Tomasza Frankowskiego, który tak samo jak Ebi dwukrotnie trafiał do siatki. Obaj zresztą tak samo jak napastnik Polonii Warszawa w przeszłości strzelali dla kadry bramki, w tym bardzo ważne, ale jakoś nie słychać głosów dopominających się o ich obecność na zgrupowaniu. Franek może za to liczyć na posadę trenera reprezentacyjnych snajperów, o czym powiedział Smuda. Na razie jednak sam biega po boisku, a wśród biało-czerwonych panuje posucha jeżeli chodzi o łowców bramek i obecny Ebi tego jeszcze nie zmieni.

Zresztą to przecież nie Smolarek ma wywrzeć presję na głównego egzekutora, Roberta Lewandowskiego, i podjąć z nim walkę o miejsce w pierwszym składzie, bo zwyczajnie do gry na szpicy w obecnym ustawieniu kadry się nie nadaje. Z byłym graczem Lecha rywalizować ma przecież Artur Sobiech, a Franciszek Smuda występującego wcześniej w lidze greckiej piłkarza pewnie ustawi na którymś ze skrzydeł. Można się zastanawiać czy w takim wypadku na szansę nie zasłużył bardziej Tomasz Kupisz, który przebojem wdarł się do wyjściowego składu drużyny Jagiellonii i z każdym meczem pokazuje, że warto było na niego postawić. Grający ostatnio w Anglii pomocnik podaje, asystuje, drybluje i sam także potrafi celnie uderzyć na bramkę rywali, co udowodnił w spotkaniu z Lechią. Spośród innych skrzydłowych wielu obserwatorów odkrycia sezonu upatruje w Waldemarze Sobocie, ale może to dobrze, że on akurat jeszcze nie będzie miał okazji zagrać na tym poziomie. 23-letni piłkarz w końcu ma za sobą zaledwie trzy spotkania w ekstraklasie, a wcześniejsze doświadczenia zbierał w I i II lidze. Nie zmienia to jednak faktu, że należy mu się przyglądać, bo już widać u niego spory potencjał, który w kontekście EURO 2012 może nam się przydać.

Podczas pisania tego tekstu przypomniała mi się jeszcze postać będącego obecnie na uboczu dużej piłki Dawida Jarki. Grając w Górniku Zabrze hurtowo strzelał bramki dla swojego klubu, a mimo to Leo Beenhakker konsekwentnie pomijał go przy ustalaniu składu, faworyzując Tomasza Zahorskiego. Teraz patrząc na Smolarka powołanego za dwa gole przypomniały mi się wątpliwości, jakie towarzyszyły tamtym decyzjom.
Smuda, mając wciąż tak duży kredyt zaufania, nie może popełnić błędu Holendra i stosować się do jakiegoś niejasnego i niezrozumiałego systemu oceny przydatności zawodników do kadry jak i ich obecnej formy. Inaczej, tak jak poprzednik, narazi się na zarzuty o załatwianie własnych interesów i jakieś związki z menedżerami. Musi ustalić jasne reguły i się ich konsekwentnie trzymać, bo choć kiedyś obiecał, że u niego grac będą tylko ci występujący regularnie, to na przykładzie Smolarka widać, że dawne zasługi potrafią dodać parę minut w meczowym bilansie.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×