Marcin Ziach: Spotkanie z Górnikiem było dla Ruchu okazją do rewanżu za ostatnią porażkę na Stadionie Śląskim, lecz mimo to znowu Wielkie Derby kończycie na tarczy.
Grzegorz Bronowicki: Szczerze mówiąc nie pamiętam, jaki był ostatni wynik derbów, ale na pewno ta porażka nie przynosi nam chwały. Chcieliśmy powalczyć na trudnym terenie o zwycięstwo, ale niestety zakończył się on naszą porażką. Szkoda, bo wydaje mi się, że to był typowy mecz na remis.
Przez pierwsze pół godziny meczu Górnik zepchnął was do defensywy i nie mieliście zbyt wielu argumentów, by odeprzeć ataki rywala i spróbować gry z kontry.
- Nie wiem czy można powiedzieć, że daliśmy się zepchnąć aż tak głęboko, bo tak naprawdę stłamsił nas Bełchatów w poprzednim meczu. W Zabrzu byliśmy nastawieni bardziej na grę z kontry i być może Górnik miał więcej z gry, ale nie widziałem zbyt wielu klarownych sytuacji strzeleckich rywala. No, może poza jedną, w której Krzysiek Pilarz obronił strzał Grześka Bonina. Moim zdaniem Górnik nic wielkiego w tym meczu nie pokazał.
Najlepsza sytuacja bramkowa dla Ruchu była pana udziałem, kiedy wyszedł znalazł się pan w sytuacji sam na sam ze Stachowiakiem i w decydującym momencie trafił wprost w interweniującego bramkarza.
- Rzeczywiście było blisko bramki w tej sytuacji, ale w samej końcówce zbyt mocno wypuściłem sobie piłkę, Mariusz Jop wszedł wślizgiem i nie pozostało mi nic innego jak uderzyć czubkami palców. Gdybym miał piłkę kilka centymetrów bliżej to mógłbym zrobić co bym chciał. Zawinąć i zapytać bramkarza, w który róg mam strzelać. Zabrakło trochę szybkości i precyzji.
Derby mają to do siebie, że zazwyczaj kończą się stykowym wynikiem. Nie inaczej było tym razem, bo o zwycięstwie Górnika zadecydowała jedna bramka.
- Trzeba powiedzieć, że żadna z drużyn nie zagrała jakichś super zawodów i nie stworzyła zbyt wielu sytuacji strzeleckich. Dominowała walka i futbol taktyczny, a o końcowym wyniku zadecydowało jedno trafienie.
Dla Ruchu to nie tylko przegrane drugie z rzędu derby z Górnikiem, ale także drugie spotkanie ligowe. Dopadł was pierwszy kryzys formy?
- Liczyliśmy, że będziemy mieli na koncie więcej punktów. Gra nie jest zresztą najgorsza i momentami nie wygląda to źle, ale przegrywamy mecze jedną bramką. Może to nie jakaś kompromitacja, ale to zawsze porażki, które punktów nie dają. Przed kolejnymi meczami musimy solidnie popracować nad skutecznością i grą ofensywną, bo na pewno ta pozostawia wiele do życzenia.
Następna kolejka zostanie rozegrana dopiero za dwa tygodnie, ze względu na przerwę reprezentacyjną. Może wam to w jakimś stopniu pomóc czy też może zaważyć o braku rytmu meczowego?
- Na pewno może to tylko pomóc i na tę przerwę nie liczy tylko Ruch, ale każda drużyna. Można ten okres wykorzystać na spokojne doszlifowanie mankamentów w grze i uzupełnienie braków, których nie udało się nadrobić w okresie przygotowawczym. Na pewno w przyszłość patrzymy z optymizmem.
Były to pana pierwsze Wielkie Derby Śląska. Grał pan spotkania derbowe w barwach Legii, a potem w Crvenie Zvezdzie. Jak te śląskie przedstawiają się na tle innych starć?
- Prawdę mówiąc po Wielkich Derbach Śląska spodziewałem się czegoś więcej, zarówno na trybunach jak i na boisku. Uważam, że ten mecz jak na derby był w miarę spokojny, bo według mnie te mecze charakteryzują się walką z obu stron o każdy metr boiska. My zagraliśmy taki futbol nieco usypiający.
Wielkie Derby Śląska pana rozczarowały?
- Szczerze? Myślę, że tak.