Reprezentacja Polski dała sobie strzelić dwie bramki i przegrała spotkanie z Australią. Między słupkami w drużynie Franciszka Smudy stanął Przemysław Tytoń. Ciężko coś powiedzieć o jego dyspozycji, bo nie miał on zbyt wiele pracy.
- Każdy mecz daje mi dużo doświadczenia. Na arenie międzynarodowej doświadczenie jest podwójne. Przy pierwszej bramce piłka pechowo dla nas poszła po rykoszecie. W drugiej rzut karny. Wybrałem ten róg, który wybrałem - zawodnik uderzył w środek. Plus dla niego. Co ja mogę poradzić. Poza tym nie miałem za dużo roboty. Może dwa, trzy dośrodkowania. Czasami tak wygląda mecz. W żadnym wypadku się tym nie podłamuję, idę dalej. Teraz jadę do klubu, gram w sobotę mecz i chcę udowadniać swoją dyspozycję, aby trener powoływał mnie na dalsze mecze - komentował po spotkaniu zawodnik Rody Kerkrade.
Bramki znów padły po błędach defensorów. Winą za ich stratę obciąża się Michała Żewłakowa. - Nie będę się wypowiadał na temat kolegów z drużyny. Michał Żewłakow jest potrzebny tej reprezentacji, jest doświadczonym zawodnikiem. Ma duży szacunek i uznanie w drużynie. Co do meczu - czasami zdarzają się takie sytuacje. Gdyby ta piłka została uderzona w inną część ciała to może by wyszła. Tak pechowo trafiła do bramki. Myślę, że nie ma sensu tutaj obwiniać obrońców. Idziemy dalej - mówił golkiper.
Polacy mimo wszystko zagrali jednak dobre spotkanie. Można stwierdzić, że gra była lepsza niż wynik. Ciekawie zaprezentował się także Sebastian Boenisch. - Z mojej perspektywy wyglądało to bardzo dobrze. Sebastian Boenisch grał bardzo ofensywnie. Miał dużo fajnych wrzutek. Mieliśmy masę sytuacji. Naprawdę szkoda. Trochę żałujemy, że tutaj choć remisu nie było, bo chyba wszyscy widzieli, że zasłużyliśmy na jeszcze jedną bramkę. Czasami tak bywa, idziemy dalej, są kolejne mecze. Przygotowujemy się do Euro - zakończył Tytoń.