Arkadiusz Radomski: Ja nie będę się tłumaczył

Miał być ważnym fundamentem nowej, lepszej Cracovii, która w tym sezonie miała walczyć o coś więcej, niż tylko zachowanie ligowego bytu. Tymczasem od startu rozgrywek Arkadiusz Radomski zawodzi tak samo albo nawet bardziej, niż jego mniej doświadczeni koledzy z drużyny.

30-krotny reprezentant Polski przyjeżdżał do Krakowa w roli ogranego w ligach zachodnich zawodowca, który miał zaszczepić w zespole Pasów profesjonalizm. Dyrektor sportowy klubu, Tomasz Rząsa oraz trener Rafał Ulatowski zgodnie widzieli w byłym graczu między innymi SC Heerenveen i Austrii Wiedeń lidera drużyny, którego wedle powszechnej opinii w Cracovii brakowało od lat. 33-letni pomocnik szybko zyskał autorytet wśród zawodników, którzy przed sezonem wybrali go swoim kapitanem.

Tymczasem na razie Radomski zapisuje się jako kapitan, z którym Pasy notują najgorszy start w historii swoich występów w najwyższej klasie rozgrywkowej. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się bowiem, by przegrali aż 5 spotkań z rzędu na początku ligi!

- Nie idzie to po naszej myśli. Mieliśmy swoje sytuacje w pierwszej połowie, których nie wykorzystaliśmy, a później z taką łatwością traciliśmy bramki. Tak samo było w poprzednich meczach. Uważam, że nie ma koncentracji przy kryciu. Tego brakuje. Niemal każda wrzutka to bramka. Brakuje agresywnego krycia - mówił po sobotnim meczu 5. kolejki z Górnikiem Zabrze (2:3) Radomski.

Kapitan Cracovii nie mógł pogodzić się z krytyką ze strony dziennikarzy, którzy nie bez powodu wytknęli mu błędy przy 2. i 3. straconej bramce. W pierwszej sytuacji przyglądał się jedynie, jak Tomasz Zahorski strzela głową po dośrodkowaniu Mariusza Magiery z rzutu wolnego, a w drugiej w środku pola w prosty sposób stracił piłkę, którą Zahorski zagrał do Grzegorza Bonina, a ten zdobył zwycięskiego gola: - No, no dawajcie... Ja się nie będę tłumaczył i nie będę siebie doceniał. Dziennikarze mnie ocenią, a ja nie czytam gazet. Wiem, co gram. Kto miał kryć Zahorskiego? To nie jest ważne. Bramki padły... Nie kryjemy strefą, każdy kryje indywidualnie. Nie wytykajmy jednak błędów, bo to nie na tym polega. Piłka to gra błędów. Nie wytykajmy tego, kto zawinił. Zawiniliśmy my, jako cały zespół.

Czy po 16 latach gry w Holandii i Austrii Radomski przeżył szok związany z powrotem do ligi? Zamiast wyróżniać się na polskich boiskach, jest jednym z najmocniej krytykowanych graczy Pasów: - Nie spodziewałem się tego, bo nie zakładałem sobie niczego. Na pewno jednak oczekiwałem tego, że będą lepsze wyniki. Niestety nie ma takich. Pamiętam taki sezon NEC Nijmegen, gdy mnie tam jeszcze nie było: w siedmiu meczach zdobyli tylko jeden punkt, a potem wygrał niemal wszystko, skończyli na ósmym miejscu i jeszcze zagrali w pucharach. Tu wszystko może się jeszcze odwrócić. Wiem, że sytuacja nie jest dobra, ale nie ma się co załamywać.

Wychowanek Mieszka Gniezno nie zgodził się też ze stwierdzeniem, że po bramce Bonina na 2:3 Cracovia załamała się i nie dążyła do odrobienia strat. W ostatnich 20 minutach oddała tylko jeden celny strzał na bramkę Górnika i to z rzutu karnego, który obronił Adam Stachowiak. - Właśnie nie, bo chcieliśmy koniecznie odrobić stratę. Gdybyśmy wykorzystali rzut karny, znowu dogonilibyśmy wynik. Oczywiście może byśmy nie wygrali, ale uważam, że w tym spotkaniu każdy dał się z siebie wszystko. Mieliśmy swoje sytuacje. Uważam, że zagraliśmy dobry mecz - puentuje niespodziewanie były reprezentant Polski.

Komentarze (0)