Sześć punktów w trzech meczach - tylko raz w historii swoich występów w Bundeslidze tak udany start zaliczył SC Freiburg. Miało to miejsce w sezonie 1994/1995, gdy klub z Badenii-Wirtembergii zajął na koniec rozgrywek sensacyjne trzecie miejsce. Choć tym razem apetyty zespołu Robina Dutta nie sięgają chyba tak wysoko, udało mu się wywalczyć po kolejny komplet oczek.
Faworytem rywalizacji na Commerzbank Arena byli jednak frankfurtczycy, którzy przed tygodniem rozbili na wyjeździe aż 4:0 Borussię Moenchengladbach. Spotkanie stało na niezłym poziomie, a pierwsze skrzypce grali bramkarze Oka Nikołow i Oliver Baumann. Pierwszy z nich zdołał powstrzymać szalejącego w napadzie gości Papissa Cisse, który strzelił 4 gole w trzech wcześniejszych potyczkach ligowych, oraz Cedrika Makiadiego. Golkiper Freiburga, reprezentant niemieckiej młodzieżówki, nie dał się natomiast pokonać Caio i Theofanisowi Gekasowi.
Grający z większym polotem piłkarze z Fryburga Bryzgowijskiego dopięli swego tuż przed końcowym gwizdkiem. Maximilian Nicu dośrodkował w pole karne, Cisse przepuścił piłkę do Jana Rosenthala, a ten bez trudu skierował ją do siatki. Wydaje się, że błąd w tej sytuacji popełnił arbiter, bowiem 24-letni pomocnik był na pozycji spalonej.
Pozostałe mecze 4. kolejki Bundesligi zaplanowano na sobotę i niedzielę. Warto dodać, że w drugiej lidze w pierwszych oficjalnych derbach Berlina pomiędzy Unionem a Herthą padł remis 1:1.
Eintracht Frankfurt - SC Freiburg 0:1 (0:0)
0:1 - Rosenthal 89'