Spotkanie obu ekip rozpoczęło się minutą ciszy - w ten sposób obie drużyny wraz z kibicami zgromadzonymi na trybunach uczcili pamięć tragicznie zmarłego przed trzema laty Karola (został brutalnie zamordowany przez pseudokibiców krakowskiej Wisły). Chwilę później arbiter główny odgwizdał początek meczu i obie drużyny ruszyły do boju.
Pierwsza cześć spotkania obfitowała w walkę w środku pola, a zespoły Korony i Śląska od czasu do czasu decydowały się na uderzenia z różnych odległości, ale piłka nie mogła znaleźć drogi do siatki. Dopiero druga odsłona okazała się dużo ciekawsza, bo rozwiązał się worek z bramkami. Kibice więc ujrzeli to, co w futbolu jest najważniejsze.
Autorem pierwszego trafienia był Krzysztof Wołczek ze Śląska, jednak cały ambaras polegał na tym, że zawodnik piłkę skierował… do własnej bramki. 11 i pół tysiąca kibiców na Arenie Kielc poderwało się z miejsc, a że była dopiero 57 minuta spotkania, można było spodziewać się jeszcze dodatkowych emocji, których jak dotąd piłkarze specjalnie nie dostarczali. Śląsk zgubił rytm gry, a Korona zaczęła dążyć do podwyższenia rezultatu. Udało się to jej na 7 minut przed zakończeniem spotkania. Wszechstronny Jacek Markiewicz dobił uderzenie najskuteczniejszego strzelca ekstraklasy tego sezonu, Andrzeja Niedzielana (7 goli), a futbolówka zatrzepotała w siatce. Gdyby to właśnie "Wtorek" wpisał się na listę strzelców, byłby to jego 41 gol w 105 meczu na najwyższym szczeblu (włącznie z tymi, jakie zdobywał w barwach holenderskiego NEC Nijmegen).
Goście kontaktową bramkę strzelili wtedy, kiedy było już po wszystkim, czyli w trzeciej minucie doliczonego czasu gry. Małkowskiego zaskoczył Łukasz Gikiewicz, sprowadzony do Śląska przed sezonem z Łódzkiego Klubu Sportowego, ale niedługo po tym wydarzeniu sędzia odgwizdał koniec spotkania.
- Każda seria się kiedyś kończy, czy ta dobra, czy też zła. Dziś miałem dwie stuprocentowe sytuacje, których nie wykorzystałem. Na szczęście mam obok siebie kolegów, którzy potrafią za mnie zdobywać gole. To jest nasza siła - stwierdził zaraz po meczu Niedzielan, komentując fakt, że siódmy mecz tego sezonu był dla niego pierwszym, w którym nie odnotował trafienia.
Korona Kielce - Śląsk Wrocław 2:1 (0:0)
1:0 - Wołczek sam. 57'
2:0 - Markiewicz 84'
2:1 - Gikiewicz 90+3'
Składy:
Korona: Małkowski - Golański (69' Nowak), Hernani, Stano, Markiewicz, Sobolewski, Vuković, Jovanović (88' Malarczyk), Korzym (46' Kaczmarek), Niedzielan, Andradina.
Śląsk: Kelemen - Celeban, Fojut, Spahić, Wołczek, Sobota, Kaźmierczak, Mila (82' Ćwielong), Madej (75' Gancarczyk), Diaz (85' Gikiewicz), Sotirović.
Żółte kartki: Vuković (Korona) - Fojut, Celeban, Wołczek (Śląsk).
Czerwona kartka: Włoczek (Śląsk) /87' za drugą żółtą/
Sędzia: Robert Małek (Zabrze).
Widzów: 11.575.
Ocena drużyny Korona Kielce: 3,5 - Zazwyczaj w piłce nożnej od stylu gry ważniejsze jest to, ile uda się zdobyć bramek. Kielczanie wykonali plan minimum, jakim było skromne pokonanie Śląska. Każda bardziej wyrazista wygrana byłaby dodatkowym atutem świadczącym o mocy kielczan. Tego dnia zespół trenera Marcina Sasala nie potrafił jednak pokazać pełni swoich możliwości.
Ocena drużyny Śląsk Wrocław: 3 - Dymisja trenera Ryszarda Tarasiewicza w minionych dniach nie wpłynęła znacząco na zmianę stylu gry wrocławian. Choć zespół stworzył kilka sytuacji pod bramką Korony, w przekroju całego nie zasłużył nawet na jednopunktową zdobycz.