- Chyba można tak powiedzieć, choć uważam, że dobrze grałem także w spotkaniu z Legią. Gdybyśmy tam nie przegrali, a po moich akcjach padłyby bramki, być może właśnie ten mecz uznawałbym za swój najlepszy. Zawsze jednak takie sprawy ocenia się przez pryzmat wyniku - powiedział Semir Stilić.
W starciu z Red Bull Salzburg zwycięstwo nie przyszło lechitom łatwo. W pierwszej połowie niewiele wskazywało na to, że Kolejorz wygra 2:0. - Na początku szło nam jak po grudzie. Dopiero gol zdobyty tuż po przerwie ułatwił nam zadanie. W środku pola zrobiło się więcej miejsca i konstruowanie akcji nie sprawiało nam tak wielu problemów. Efektem była zresztą druga bramka - dodał Bośniak.
Kibice Lecha nawet w najśmielszych oczekiwaniach nie przewidywali, że po dwóch kolejkach fazy grupowej Ligi Europejskiej ich ulubieńcy będą mieli na koncie aż cztery punkty. - Taki jest właśnie futbol. W spotkaniu z Legią mogliśmy spokojnie prowadzić 3:0, a ostatecznie nawet nie zremisowaliśmy. Z kolei w pucharach idzie nam na razie świetnie. Nie możemy jednak popadać w hurraoptymizm. Trzeba odrabiać straty na krajowym podwórku. Teraz czeka nas mecz w Bełchatowie i musimy udowodnić, że jesteśmy profesjonalistami. Jeśli nie zaczniemy regularnie punktować, to nasza strata do czołówki będzie się powiększać - zaznaczył Stilić.
Lechici zgodnie przyznawali, że ponad 40 tys. kibiców na trybunach zrobiło na nich wielkie wrażenie. - Zawsze mogliśmy liczyć na naszych fanów, ale wcześniej z różnych względów pojemność stadionu była ograniczona. Teraz wreszcie na widowni mógł pojawić się komplet widzów i nie da się ukryć, że różnica była spora. Przy takiej wrzawie komunikacja na boisku jest bardzo trudna, lecz jak widać umieliśmy sobie z tym poradzić - zakończył bośniacki pomocnik.