Tym razem poznański stadion wypełnił się w mniej więcej w połowie, ale atmosfera i tak była całkiem dobra. I to zarówno dla Lecha, jak i Zagłębia, bo w Poznaniu pojawiła się kilkusetosobowa grupa fanów z Lubina. Od pierwszych minut lechici osiągnęli przewagę, ale groźne sytuacje stworzyli sobie dopiero po niecałym kwadransie gry. Najpierw z dystansu niecelnie uderzał Sławomir Peszko, a potem dwukrotnie po strzałach Artjomsa Rudnevsa musiał interweniować Bajon Isailović. W pierwszej sytuacji odbił piłkę po strzale zza pola karnego, a następnie złapał piłkę po tym jak Łotysz nieczysto w nią trafił będąc w wymarzonej okazji po świetnym zagraniu Semira Stilicia.
Zagłębie mogło odpowiedzieć, ale obrona Lecha była dobrze dysponowana i nie dopuściła do niebezpieczeństwa w dobrze zapowiadających się akcjach. W 25. minucie powinno być 1:0 dla gospodarzy. Bartosz Bosacki świetnie zagrał do Stilicia, ale ten będąc sam przed bramkarzem gości nie trafił w światło bramki. Kilka minut później obaj zawodnicy zamienili się rolami. Z rzutu rożnego dośrodkował Bośniak, a kapitan Kolejorza głową uderzył prosto w Isailovicia. W 38. minucie Zagłębie oddało pierwszy celny strzał na bramkę Jasmina Buricia. Uderzenie z ok. 30 metra bez problemu obronił golkiper poznaniaków.
Pierwsza połowa upłynęła pod znakiem dominacji Lecha, ale nie przełożyło się to na prowadzenie. W pierwszym okresie po przerwie to nadal lechici dyktowali warunki gry. W 57. minucie Rudnevs dobrze dograł do Siergieja Kriwca, który w dogodnej sytuacji skiksował i posłał piłkę wysoko nad bramką. W odpowiedzi bliski szczęścia był Szymon Pawłowski. Jego uderzenie głową minimalnie minęło bramkę Buricia. W 63. minucie błysnął aktywny tego dnia Peszko. Po indywidualnej akcji dograł do Marcina Kikuta, którego strzał z pola karnego nieznacznie minął słupek.
Później nastąpił czas dominacji gości. Najpierw Bartosz Rymaniak niecelnie uderzył głową, a potem w krótkim okresie gry Burić był w sporych opałach. Najpierw zachował się doskonale w sytuacji sam na sam z Pawłowskim, a po rzucie rożnym uratowała go poprzeczka, w którą trafił Rymaniak. W 74. minucie Bośniak musiał wyciągnąć piłkę z siatki, ponieważ kapitalnym uderzeniem z dystansu gola zdobył Mateusz Bartczak. Napór gości nie malał. Podwyższyć wynik mógł Plizga, ale dobrze zachował się Burić, a potem Pawłowski trafił w słupek. Dobitka Plizgi znów padła łupem bramkarza gości.
To kolejny mecz z rzędu, w którym lechici nie potrafią wygrać. Mało tego znów w drugiej połowie dali się kompletnie zdominować przeciwnikom. W końcówce stać ich było jedynie na niecelnie uderzenie Joela Tshibamby.Zagłębie mogło podwyższyć prowadzenie, ale Plizga z najbliższej odległości nie trafił w bramkę. Lubinianie mimo to sięgnęli po komplet punktów, a piłkarzy Kolejorza żegnały przeraźliwe gwizdy.
Lech Poznań - Zagłębie Lubin 0:1 (0:0)
0:1 - Mateusz Bartczak 74'
Składy:
Lech Poznań: Burić - Kikut, Bosacki, Djurdjević, Gancarczyk - Peszko, Injac, Drygas (63' Tshibamba), Kriwiec (78' Kiełb), Stilić - Rudnevs.
Zagłębie Lubin: Isailović - Kocot, Stasiak, Horvathv (29' Reina), Rymaniak - Dąbrowski, Bartczak, Pawłowski, Plizga, Traore (90+2' Woźniak), Kędziora.
Żółte kartki: Bosacki, Djurdjević, Kikut (Lech).
Sędzia: Dawid Piasecki (Słupsk).
Widzów: 22000.
Ocena drużyny Lecha Poznań - 2,0. Na początku spotkania poznaniacy prezentowali się jeszcze nieźle, ale później było coraz gorzej. Czystych sytuacji strzeleckich było niewiele i to w starciu z rywalem, który do tej pory nie prezentował nic nadzwyczajnego. Negatywny wpływ na ocenę ma również reakcja lechitów na utratę gola, a w zasadzie jej brak. Przy stanie 0:1 to goście byli bliżsi podwyższenia prowadzenia niż poznaniacy wyrównania.
Ocena drużyny Zagłębia Lubin - 4,0. Miedziowi przeczekali pierwszy napór rywali, ale później, widząc ich nie najlepszą dyspozycję, grali coraz odważniej. Druga połowa w wykonaniu podopiecznych Marka Bajora była świetna. Zagłębie atakowało, stwarzało sporo sytuacji i wprawiało w osłupienie poznańską publiczność.