Przed rozpoczęciem tego sezonu wydawało się, że priorytetem będzie obrona mistrzowskiego tytułu oraz zakwalifikowanie się do fazy grupowej Ligi Europejskiej. Lechowi udało się osiągnąć ten drugi cel i trafił do grupy z arcytrudnymi przeciwnikami. W obliczu tak ciężkich meczów i perspektywy zaciętej walki o tytuł wydawało się, że to Puchar Polski może okazać się dla lechitów poligonem doświadczalnym i miejscem próbowania młodych piłkarzy. Tymczasem niespodziewana postawa zawodników sprawiła, że Lech rywalizuje z Manchesterem City, Juventusem Turyn i Red Bull Salzburg o wyjście z grupy. Tymczasem w lidze polskiej zajmuje trzecie miejsce od końca.
W tej sytuacji, mimo zaległego meczu z Polonią Warszawa przy Bułgarskiej, odrobienie strat nie tylko do prowadzącej w ekstraklasie Jagiellonii Białystok, ale i samej czołówki, graniczy z cudem. Zatem piłkarze i trenerzy, chcąc w przyszłym roku zagrać w europejskich pucharach, muszą niezwykle poważnie i prestiżowo potraktować rozgrywki Pucharu Polski, których zwycięzca zagra w eliminacjach Ligi Europy. - Dzięki temu Jaga zagrała w tym sezonie w Europie. Chcielibyśmy pójść w ich ślady. Na pewno nie będzie łatwo, bo kilka innych drużyn także chciałoby ma ochotę na Puchar Polski. Ale to nie oznacza, że w którymś momencie odpuścimy ligę. Nawet nie ma o tym mowy - twierdzi piłkarz Lecha, Dimitrije Injać.
Kibice Kolejorza traktują środowy mecz niczym spotkanie ostatniej szansy. Przegrana w nim będzie oznaczać odpadnięcie i bardzo małe szanse na to, że w przyszłym sezonie Lech pokaże się w Europie. Injać doskonale zdaje sobie sprawę z wagi spotkania. - Wiemy o co gramy i w jakiej jesteśmy sytuacji. Sami sobie stworzyliśmy te problemy, więc teraz musimy z nich wyjść. W meczu z Cracovią tylko wygrana wchodzi w grę. Musimy bardzo się pilnować i zmobilizować na ten mecz - tłumaczy serbski pomocnik.
Także trener Jacek Zieliński doskonale wie, o co gra. Stawką w tym meczu może być także jego posada, bo w stolicy Wielkopolski już od kilku dni mówi się o postawionym ultimatum i ewentualnym następcy. - Zdajemy sobie sprawę, że przy takich wynikach pojawia się krytyka i szukanie winnego. Szczerze mówiąc, to dobrze mi się współpracuje z trenerem Zielińskim. Trudno obwiniać tylko jego za tę sytuację - deklaruje "Dima".