Derby zdecydowanie dla Śląska - relacja z meczu Śląsk Wrocław - KGHM Zagłębie Lubin

Piłkarze Śląska Wrocław nie pozostawili zawodnikom KGHM Zagłębia Lubin żadnych złudzeń. Wrocławianie potyczkę derbową zdecydowanie rozstrzygnęli na własną korzyść. Całe spotkanie było dobrym widowiskiem.

Artur Długosz
Artur Długosz

Od pierwszych minut do ataku ruszyli gospodarze sobotnich zawodów. Wrocławianie grali z ogromnym zaangażowaniem, podania trafiały do adresata. Już w 2. minucie po dośrodkowaniu Waldemara Soboty bliski strzału był Łukasz Gikiewicz, lecz ubiegł go Bartosz Rymaniak. Parę minut później w doskonałej sytuacji znalazł Vuk Sotirović, lecz posłał futbolówkę obok słupka.

W 9. minucie znów zapachniało bramką dla gospodarzy. Mila świetnie wrzucił piłkę w pole karne, gdzie głową uderzył Łukasz Gikiewicz, ale Bojan Isailović bardzo dobrze interweniował wybijając piłkę na rzut rożny. W odpowiedzi Wojciech Kędziora sprzed pola karnego strzelił po ziemi, ale niecelnie. Początek spotkania był bardzo emocjonujący.

Później tempo jednak opadło. Zawodnicy rozgrywali futbolówkę w środku boiska i czekali na swoje szanse. Taką zawodnicy WKS-u wypracowali sobie w 22. minucie. Z rzutu wolnego dośrodkował w pole karne Sebastian Mila, a tam najwyżej wyskoczył Przemysław Kaźmierczak, który strzałem głową zdobył gola dla gospodarzy.

Miedziowi mogli się zrewanżować pięć minut później. Świetnie z prawej strony dośrodkował Rymaniak wprost na głowę Arkadiusza Woźniaka, który uderzył ładnie i Marian Kelemen końcami palców zdołał wybić piłkę. Sędzia nakazał jednak wznowić grę od bramki. To nie był koniec emocji w pierwszej części gry, bowiem w 33. minucie powinno być 2:0. Sobota znów świetnie przedarł się prawą stroną, podał na szósty metr na głowę Sotirovica, który trafił jednak prosto w bramkarza.

Tuż przed przerwą sprzed pola karnego niecelnie uderzył rozgrywający bardzo dobre spotkanie Gikiewicz, a Amir Spahić w ostatniej chwili uprzedził Kędziorę, który mógł mieć przed sobą tylko Kelemena. Ostatecznie w lepszych humorach do szatni zeszli podopieczni Oresta Lenczyka. - Pierwszą połowę przespaliśmy. Można powiedzieć, że na nią nie dojechaliśmy - komentował Dawid Plizga, a niemal identyczne zdania był Szymon Pawłowski: - Nie zagraliśmy dobrego spotkania. Pierwszą połowę przespaliśmy, w drugiej Śląsk się cofnął, my się otworzyliśmy.

W drugiej połowie pierwsi groźną sytuację wypracowali sobie piłkarze z Lubina. Po wrzutka Plizgi z rzutu wolnego mniej więcej z miejsca, z którego celnie dośrodkował Mila przy bramce dla Śląska, Sergio Reina trafił tylko w ręce Kelemena. Odpowiedź Śląska była nokautująca. Kaźmierczak świetnym podanie ze środka pola obsłużył Sotirovicia, który strzałem w krótki róg pokonał Isailovicia. Tym razem napastnik Śląska był już bezbłędny. Chwilę później za ekspresyjne okazywanie radości arbiter napastnik WKS-u ukarał żółtą kartką.

Po zdobyciu gola przez drużynę Śląska tempo gry opadło. Lubinianie nie wykorzystali nawet dobrej okazji z rzutu wolnego. Z 18 metrów fatalnie przestrzelił Dawid Plizga. Wraz z upływem czasu przewagę zaczęli osiągać Miedziowi, którzy za wszelką cenę chcieli zdobyć kontaktową bramkę. To jednak wrocławianie stwarzali zdecydowanie groźniejsze okazje.

W 69. minucie Mila ograł rywala w polu karnym i uderzył po długim rogu. Isailović zdołał tylko odprowadzić wzrokiem piłkę, która trafiła w słupek. Całą akcję zapoczątkował nie kto inny jak Waldemar Sobota, który był pierwszoplanowym aktorem zawodów. W 74. minucie wrocławianie swoją dobrą grę ukoronowani kolejnym golem. Mila uderzył z rzutu wolnego z 18. metrów. Piłka trafiła najpierw w jeden słupek, potem w drugi. Do futbolówki szybko dopadli Gikiewicz i Remigiusz Jezierski. Pierwszy nie trafił w piłkę, ale zrobił to drugi, który chwile po wejściu trafił do siatki.

Wydawało się, że będzie to koniec emocji, jednak nie, bowiem Miedziowi zdołali zdobyć honorowe trafienie. W 79. minucie kapitalnie z 22. metrów uderzył Przemysław Kocot i Kelemen nie zdołał wybronić tego strzału. W 82. lubinianie byli bliscy kontaktowego trafienia. Piłka po strzale Mateusza Bartczaka przeleciała tuż nad poprzeczką. Do końca meczu, mimo rozpaczliwych prób Miedziowych, wynik nie uległ już zmianie. - Naszą radość słychać chyba było w szatni. Jest ona ogromna. Podchodziliśmy do tego spotkania jak kibice - że to jest jedno z najważniejszych spotkań, bo z rywalem zza miedzy czyli derby - mówił po meczu Łukasz Gikiewicz.

Wrocławianie odnieśli zasłużone zwycięstwo. - Nie wyszło nam to spotkanie. Były duże oczekiwania, ale tak się akurat złożyło, że w tak ważnym dla nas mecz nic nam nie wychodziło. Czasami tak bywa - dosadnie w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl podsumował Mateusz Bartczak.

Śląsk Wrocław - KGHM Zagłębie Lubin 3:1 (1:0)

1:0 - Kaźmierczak 22'
2:0 - Sotirović 49'
3:0 - Jezierski 74'
3:1 - Kocot 79'

Składy:

Śląsk: Kelemen - Wołczek, Celeban, Fojut, Spahić, Sobota (86' Socha), Sztylka, Kaźmierczak, Mila, Sotirović (71' Jezierski), Gikiewicz (82' Ćwielong).

KGHM Zagłębie: Isailović - Rymaniak, Stasiak, Reina, Kocot, Pawłowski, Mateusz Bartczak, Dąbrowski, Plizga, Kędziora (51' Osmanagić), Woźniak (55' Traore).

Żółte kartki: Mila, Sotirović, Wołczek, Spahić (Śląsk) oraz Pawłowski, Stasiak, Osmanagić (KGHM Zagłębie).

Sędzia: Paweł Pskit (Łódź).

Widzów: 8000.

Ocena drużyn:

Śląsk Wrocław - 4: Wrocławianie w końcu zagrali bardzo dobre spotkanie. Stworzyli wiele sytuacji ofensywnych i na dodatek je wykorzystali. Mogli oni odnieść nawet bardziej przekonywujące zwycięstwo.

KGHM Zagłębie Lubin - 2,5: Najlepszym komentarzem niech będzie wypowiedź Mateusza Bartczaka. - Nie wyszło nam to spotkanie. Były duże oczekiwania, ale tak się akurat złożyło, że w tak ważnym dla nas mecz nic nam nie wychodziło. Czasami tak bywa - powiedział pomocnik Miedziowych.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×