Echa meczu Śląsk - Zagłębie: Pierwsze zwycięstwo Lenczyka, "zaspani" Miedziowi

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Piłkarze Śląska Wrocław odnieśli pierwsze zwycięstwo w tym sezonie na własnym stadionie. Była to także pierwsza wygrana pod wodzą Oresta Lenczyka. Derby piłkarsko toczyły się na dobrym poziomie. Miedziowi zgodnie podkreślali, że przespali pierwszą połowę.

Pierwsze zwycięstwo Śląska u siebie...

Od 13 sierpnia kibice Śląska Wrocław czekali na zwycięstwo swoich pupili. Do meczu z KGHM Zagłębiem Lubin wrocławianie zwyciężyli tylko raz - z Cracovią w Krakowie, właśnie w sierpniu. Na swoim stadionie zawodnicy WKS nie potrafili przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść. Tak działo się właśnie do meczu z Miedziowymi. Od początku spotkania gospodarze wyszli bardzo zmobilizowani i ostatecznie zaaplikowali zawodnikom z Lubina trzy gole. - Bardzo się cieszę. Radość w szatni była chyba dowodem, że bardzo długo Śląsk czekał na wygranie meczu - komentował Orest Lenczyk, szkoleniowiec zielono-biało-czerwonych.

Piłkarzom także spadł kamień z serca. Po spotkaniu z ich szatni słychać było chóralne śpiewy. - Naszą radość słychać chyba było w szatni. Jest ona ogromna - powiedział portalowi SportoweFakty.pl Łukasz Gikiewicz.

... i pierwsze Oresta Lenczyka

Od meczu z Wisłą Kraków trener Śląska Wrocław jest Orest Lenczyk. 1 października poprowadził on więc WKS po raz pierwszy. Na pierwszą wygraną ze swoją nową drużyną szkoleniowiec czekał prawie miesiąc, bo do 30 października. - Po świętach do roboty, bo rewelacyjny PGE GKS Bełchatów czeka na Śląsk i uważam, że tam uzyskanie dobrego wyniku będzie dowodem, że może nareszcie coś coś drgnęło w grze i w wynikach tej drużyny - w swoim stylu skomentował "Nestor" polskich trenerów.

Derby to derby

Derby to rzecz święta - przypominali piłkarzom kibice jednych i drugich. Na stadionie przy ulicy Oporowskiej pojawiło się wiele osób. Nie zabrakło także fanów Miedziowych, którzy szczelnie wypełnili swój sektor. Atmosfera na trybunach była gorąca, kibice obu ekip nie szczędzili sobie wzajemnych "pozdrowień". Na boisku także nie obyło się bez twardej, męskiej walki. - Były duże oczekiwania, ale tak się akurat złożyło, że w tak ważnym dla nas mecz nic nam nie wychodziło - podsumował Mateusz Bartczak.

Przełamanie Sotirovica

W końcu przełamał się także Vuk Sotirović, który w poprzednich spotkaniach seryjnie marnował okazje. Serbski napastnik Śląska nie potrafił trafić z dogodnych okazji. W sobotę po podaniu Przemysława Kaźmierczaka napastnik wyszedł sam na sam z bramkarzem i okazję wykorzystał. Jego radość była ogromna. Wskoczył on nawet na jedną z reklam i radował się wspólnie z kibicami. Było to jego drugie trafienie w tym sezonie w meczu ligowym. Na trybunach stadionu przy ulicy Oporowskiej znów dało się słyszeć: "Vuk, Vuk, Vuk - gol, gol, gol".

"Cieszynka" Jezierskiego

Remigiusz Jezierski powrócił do Śląska Wrocław. Już w pierwszym swoim występie ligowym wpisał się na listę strzelców. Piłkarz oczywiście zaprezentował swoją "cieszynkę". Po strzelonej bramce zawodnik udawał... chyba małpkę.

Niewyspane Zagłębie

Zawodnicy Zagłębia jak mantrę powtarzali, że pierwszą połowę przespali. - Pierwszą połowę przespaliśmy. Można powiedzieć, że na nią nie dojechaliśmy - mówił portalowi SportoweFakty.pl Dawid Plizga. W podobnym tonie wypowiedział się także Szymon Pawłowski. - Nie zagraliśmy dobrego spotkania. Pierwszą połowę przespaliśmy - stwierdził piłkarz Miedziowych.

- Zaczęliśmy ospale i tak skończyliśmy - podsumował Mateusz Bartczak.

Kołyska dla Kaczmarka

Po pierwszej strzelonej bramce piłkarze Śląska Wrocław podbiegli pod środkową linię boiska i wspólnie zaprezentowali kołyskę. Była ona dla Wojciecha Kaczmarka, rezerwowego bramkarza Śląska, który niedawno został ojcem.

Źródło artykułu: