W 86. minucie to po jego strzale piłka odbiła się od słupka bramki Brunatnych i do "pustaka" mógł dobić ją Bartłomiej Dudzic, zdobywając kontaktowego gola. Kilka chwil później sam "Krzywy" wpisał się na listę strzelców, kiedy wystartował do podania Arkadiusza Radomskiego, wyprzedził Zlatko Tanevskiego i strzałem z powietrza pokonał Łukasza Sapelę. Wreszcie w doliczonym czasie gry próbował dojść do piłki dośrodkowanej przez Dariusza Pawlusińskiego, ale chociaż jej nie sięgnął, to zmylił golkipera rywali i ta wpadła do ich bramki.
- Z tego co mi wiadomo, to (przy pierwszym golu - przyp. red.) piłka uderzyła w słupek. Początkowo myślałem, że odbiła się od nóg bramkarza. Najważniejsze jednak, że Bartek Dudzic był tam, gdzie powinien i zdobył gola. Przy 2:2 wszedłem przed obrońcę, wyszedłem sam na sam. Wtedy Łukasz Sapela zrobił krok do przodu i w tym momencie dał mi do myślenia – nie wiedziałem, czy uderzać nad nim, czy siłowo. Zdecydowałem się na łatwiejsze rozwiązanie w tym momencie, czyli siłowe i tak padła bramka - relacjonuje Krzywicki.
Początkowo nie wiadomo było, kto był strzelcem zwycięskiej bramki dla Cracovii - powtórki telewizyjne nie potrafiły rozwiać wątpliwości, ale wszystko wyjaśnił Krzywicki: - Tylko przebiegłem. Taka sytuacja zawsze jest trudna dla bramkarza i Łukasz też pewnie nie wiedział, jak się zachować. Ciężko mi powiedzieć w tej chwili, jak to było dokładnie – czy w nią nie trafiłem, czy jej nie sięgnąłem. Cieszymy się z tego, że piłka trafiła do sieci.
Bramka na 2:2 była premierowym trafieniem Krzywickiego nie tylko na boiskach ekstraklasy, ale w ogóle w historii jego oficjalnych występów w Cracovii. Czekał na nie od lipca 2008 roku, ale w tym czasie rozegrał tylko 18 spotkań dla Pasów i tylko dwa w pełnym wymiarze czasowym. - Czekałem na nią bardzo długo i cieszę się, że nareszcie się udało. Dobrze, że w tak ważnym momencie. Kiedy wchodziłem na boisko, sytuacja była beznadziejna. To chyba najbardziej dramatyczny mecz w jakim brałem udział. Mało jest chyba w ogóle takich spotkań, żeby przegrywać 0:2 do 86 minuty i wyciągnąć taki wynik na 3:2. Widziałem miny zawodników z Bełchatowa, którzy po meczu leżeli długo na murawie i rozpaczali. Przegrać w takich okolicznościach... Nie zazdroszczę, bo trzy punkty mieli w kieszeni. Tymczasem zeszli z boiska pokonani. My się cieszymy, oni płaczą – ale to już nie nasz problem - komentuje dwumetrowy napastnik Pasów.
Trener Jurij Szatałow obejmując Cracovię mówił o tym, że musi zrobić piłkarzom "reset" pamięci. Dla Krzywickiego takie spotkanie, w którym miał udział przy wszystkich bramkach zdobytych przez drużynę, mogłoby stanowić początek lepszych czasów w krakowskim klubie i odciąć grubą kreskę poprzednie niepowodzenia. - Najważniejsze są te trzy punkty, a to, że brałem udział w tych bramkach i że jedną bramkę udało mi się strzelić, to jest dla mnie dodatkowy smaczek tego spotkania. Czy to jest restart? Ciężko powiedzieć. Ja staram się dawać z siebie wszystko na treningach, wtedy kiedy dostaję szansę także w meczach, bo wchodziłem wcześniej na zmiany. Do tej pory mi się nie udawało, długo czekałem na tę bramkę. Teraz cieszę się z ważnych trzech punktów i walczę dalej - mówi spokojnie.
W hierarchii napastników Krzywicki do tej pory zajmował miejsce za Bartłomiejem Dudzicem, Saidi Ntibazonkizą, Radosławem Matusiakiem i Bartoszem Ślusarskim. To, że wystąpił w piątek "zawdzięcza" w głównej mierze temu, że zarząd klubu odsunął od zespołu tych dwóch ostatnich. "Krzywy" z miejsca 5. wskoczył na 3. pozycję i został bohaterem Pasów. - To prawda, że pewnie bym nie zagrał. Byłem w wielu meczach w meczowej osiemnastce, ale nie dostawałem swojej szansy. Żałujemy, że nie ma z nami Bartka i Radka, bo dużo wnosili do zespołu, ale w tej chwili musimy sobie radzić bez nich. Teraz się udało, wygraliśmy, zdobyliśmy bezcenne punkty. Czekamy na mecz z Legią. Wszyscy walczymy o skład, a to kto się w nim znajdzie, zależy od trenera. Wiem, że długo to nie wyglądało tak, jak powinno, ale z GKS-em było już lepiej i mam nadzieję, że to będzie jakieś przełamanie - kończy "Krzywy".