Mateusz Cetnarski: Ciężko przeżywać coś takiego na ławce

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Po dramatycznej porażce 2:3 z Cracovią piłkarze i szkoleniowcy GKS-u Bełchatów nie chcą indywidualnie wskazywać winnych straty punktów w Krakowie. - <i>Jesteśmy drużyną. Wszyscy wygrywamy, wszyscy przegrywamy</i> - mówią solidarnie.

Przy Kałuży 1 Brunatni prowadzili 2:0 jeszcze do 85. minuty. Potem w ich szeregach nastąpiło załamanie, po którym Pasy zdobyły trzy bramki i odwróciły na swoją korzyść losy spotkania. Bełchatowianie najwięcej pretensji mogliby mieć do Zlatko Tanevskiego, który dwukrotnie nie upilnował Marcina Krzywickiego, co dwumetrowy napastnik Cracovii wykorzystał z niespodziewaną dla niego skutecznością.

- Nie lubię oceniać straconych bramek, będąc na ławce rezerwowych. Jesteśmy jednością, jesteśmy drużyną. Przegrała cała "18", przegrał cały zespół włącznie ze sztabem szkoleniowym - mówi Mateusz Cetnarski, który mógł być głównym architektem zwycięstwa GKS-u z Cracovią. To po jego podaniach Marcina Cabaja pokonywali Łukasz Bocian i Dawid Nowak. Kiedy w 87. minucie Cetnarski opuszczał boisko, tablica świetlna wskazywała prowadzenie jego drużyny 2:1: - Schodząc z boiska, nie zdążyłem zobaczyć drugiej straconej bramki. Kiedy siadałem na ławce, piłka była już w naszej siatce. Ciężko coś takiego przeżywać na ławce. Wolę być na boisku, ale moje zejście było spowodowane tym, że przez dwa ostatnie miesiące nie grałem w piłkę i nie jestem do końca przygotowany. Nie wytrzymam pełnych 90 minut i choćbym chciał, to wolę zgłosić zmianę w 80. minucie. Trochę to przeciągnęliśmy, bo Jacuś Popek narzekał na ból w stawie skokowym - tłumaczy 22-letni pomocnik.

Przed Cetnarskim boisko opuścili jeszcze Dawid Nowak i Tomasz Wróbel. Po ich zejściu praktycznie ustały akcje ofensywne GKS-u, ale trener Maciej Bartoszek broni swoich decyzji: - Zmiany były czymś spowodowane. Dawid Nowak prosił o zmianę i z doświadczonym Żewłakowem przez chwilę udało się realizować to, co chcieliśmy. Oddaliliśmy grę od własnej bramki. Prowadząc 2:0, za mocno się cofnęliśmy do strefy defensywnej. To jest niebezpieczne. Tomek Wróbel miał żółtą kartkę, a po jego stronie co chwilę się "gotowało". Kiedy dokonuję zmiany, liczę na to, że nowy zawodnik da coś drużynie.

- W szatni po meczu była atmosfera złości. Nie tylko wśród zawodników, ale również w sztabie szkoleniowym. To już się stało i ważne jest, żeby więcej tego błędu nie popełnić. Jedyne co możemy zrobić, to w następnym meczu zagrać lepiej. Wspólnie walczymy, wspólnie działamy, ale to co się stało w te 5 minut, wstrząsnęło nami. Przyda się nam parę dni wewnętrznego rachunku. Ekstraklasa co weekend potwierdza, że każdego przeciwnika trzeba traktować poważnie i nie można nikogo lekceważyć - zauważa szkoleniowiec.

Cetnarski zwrócił uwagę na to, że to nie pierwszy mecz, kiedy GKS pozwala sobie na roztrwonienie przewagi bramkowej. Tak było w meczach z Ruchem Chorzów i Polonią Warszawa, ale wtedy tracąc bramkę na 2:2, Brunatnym udawało się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. - Trzeba coś poprawić, bo to już trzeci mecz, w którym prowadzimy 2:0 i tracimy to prowadzenie. Dwa razy się udało, ale za trzecim już nie. Wszyscy byliśmy zdekoncentrowani. Wszyscy zawaliliśmy - bije się w pierś reprezentant Polski.

Źródło artykułu: