Chyba nikt w Ostrowcu Świętokrzyskim nie spodziewał się, że po pierwszej części sezonu podopieczni trenera Czesława Jakołcewicza będą zajmowali tak niskie miejsce. Tym bardziej, że gra KSZO wcale na to nie wskazywała, bo mimo wielu problemów piłkarze prezentowali się całkiem nieźle nawet w przegranych meczach.
Patrząc na poczynania ekipy KSZO w rozgrywkach I-ligowych, nie sposób nie zauważyć jak wielkiego pecha mieli podopieczni trenera Jakołcewicza w zakończonej rundzie. Osiem spotkań przegrali różnicę tylko jednego gola, co w zdecydowany sposób pozbawiło ich ważniej liczby punktów. Wpływ na to miała bardzo wąska kadra zespołu z hutniczego miasta, choć nie brakowało zawodników, którzy przyjeżdżali na testy do KSZO.
- Uważam, że wąska kadra zadecydowała, iż straciliśmy trochę punktów w poczynaniach z innymi zespołami I ligi. Brak rywalizacji na niektórych pozycjach powodował, że jak trzeba było dokonać zmiany, to nie zawsze było kim zastąpić zawodnika schodzącego z boiska. Ze zmiennikami powinno być tak, że jeśli wchodzi się za kolegę, to nie może to być ze stratą dla zespołu - powiedział bramkarz KSZO Michał Wróbel, który kilka spotkań spędził na ławce rezerwowych.
Zaczęło się całkiem obiecująco. Po odejściu siły napadu - Adama Cieślińskiego i Marcina Folca - na placu boju zostali już tylko Krystian Kanarski i młody Jakub Kapsa, który długo zmagał się z kontuzją i dopiero w końcówce rundy otrzymywał od szkoleniowca KSZO więcej szans. Zaowocowało to tym, iż jest nim bardzo poważnie zainteresowany poznański Lech.
- Według mnie KSZO potrzebuje dwóch napastników, którzy będą się uzupełniać, a przede wszystkim takiego, który wykończy stworzone sytuacje. Nie ujmując nic Krystianowi, nie jest on typowym zawodnikiem, który postawi przysłowiową "kropkę nad i", lepiej czuje się w rozgrywaniu. Wiadomo, że jako kapitan dużo znaczy dla zespołu, jednak musi mieć porządne wsparcie. Ja osobiście uważam, że szansę powinien dostać Kuba Kapsa, bo jest w tym chłopaku niesamowity potencjał. Musi on tylko w siebie uwierzyć, a żeby tak było, to musi grać - powiedział Adam Cieśliński, obecnie piłkarz Podbeskidzia Bielsko-Biała.
Do dwójki Kanarski - Kapsa dołączył przed sezonem Wojciech Białek, który miał być właśnie brakującym ogniwem wśród napastników. Jednak po kilku spotkaniach zawodnik wyjechał z Ostrowca Świętokrzyskiego i słuch po nim zaginął. Wprawdzie w końcu skontaktował się z pełniącym obowiązki prezesa Piotrem Zielińskim, jednak do tej pory nie rozliczył się ze sprzętu i nadal obowiązuje go ważna umowa z ostrowieckim klubem, choć wracać do hutniczego miasta nie zamierza.
Działacze pomarańczowo-czarnych ściągnęli też do drużyny Damiana Nawrocika, który w odróżnieniu od Wojciecha Białka spełnił swoje zadanie, choć z pewnością stać go na dużo więcej. Zarówno piłkarz, jak i trenerzy więcej się po nim spodziewali, niemniej jednak w trudnej sytuacji był on sporym wzmocnieniem kadry KSZO. Warto wspomnieć jeszcze Janusza Wolańskiego, jednak to zawodnik, który ściągany był do KSZO w tempie ekspresowym i również nie pokazał wszystkich swoich możliwości. Dobrze zaprezentował się natomiast młodziutki wychowanek MKS KSZO-Junior, Mateusz Mąka, którym interesują się kluby ekstraklasy.
Działacze KSZO zapowiadają, że przed rundą wiosenną konieczne będzie wzmocnienie kadry zawodniczej, jednak jeśli podobnie jak w minionych latach będą to piłkarze z tzw. łapanki, to z pewnością nie będzie to korzystne dla klubu. A jeśli jeszcze pewni "dobroczyńcy" KSZO, którzy sporo mogą, dorzucą do tego swoje trzy grosze (jak to miało miejsce w przypadku Wojciecha Białka), to spadek murowany.
- Dużym złem tego klubu są pewni panowie, którzy niestety wiele w KSZO mogą, choć oficjalnie nie są związani z nami. Nie będę rzucał nazwiskami, bo wszyscy doskonale wiedzą o kim mówię. Oni potrafią tylko obiecywać gruszki na wierzbie, a jak przychodzi co do czego, to słowa nie potrafią dotrzymać, choć wielokrotnie twierdzili, że słowo honoru jest droższe od wszelkich umów na piśmie - zakończył Adam Cieśliński.