Strzelecka kanonada przy Roosevelta: Górnik najskuteczniejszy od ponad czterech lat (wideo)

Nie milkną echa sobotniego pogromu Zagłębia Lubin w Zabrzu (5:1). Tęgie lanie, jakie Górnik sprawił Miedziowym było najwyższym zwycięstwem beniaminka ekstraklasy od blisko 54 miesięcy, czyli blisko 4,5 roku. Wówczas w identycznym stosunku przy Roosevelta poległa Cracovia.

Sobotniego pogromu Zagłębia Lubin na boisku beniaminka ekstraklasy nie spodziewał się nikt. Optymiści wyrokowali, że w najlepszym wypadku zdeterminowani zabrzanie pokonają Miedziowych dwoma bramkami, a wynik będzie ważył się do ostatniego gwizdka sędziego. Tymczasem piłkarski poker przyniósł Górnikowi świetne rozdanie, w postaci wybornej wręcz skuteczności. Zabrzanie z sześciu celnych strzałów na bramkę aż pięciokrotnie trafili do siatki.

Tym samym jak bumerang wrócił mecz z 24 września 2006 roku, kiedy do Zabrza przyjechała Cracovia. Wówczas walczący o utrzymanie w ekstraklasie Górnik na ligowe zwycięstwo na własnym stadionie czekał blisko sześć miesięcy. Pasy z kolei przyjechały na Śląsk po komplet punktów, który miał im pomóc w wywalczeniu miejsca gwarantującego grę w europejskich pucharach.

Kolejną rzeczą, która była wspólną dla obu spotkań były piękne bramki. O ile w sobotę koneserzy futbolu mogli cmokać z zachwytu po trafieniach Aleksandra Kwieka, Daniela Sikorskiego i Roberta Jeża, o tyle przed ponad czterema laty dwoma pięknymi bramkami popisał się Artur Prokop, a kolejne niezwykłej urody trafienie dołożył wówczas Dariusz Stachowiak.

Przy Roosevelta nie brakuje dziś graczy pamiętających tamto spotkanie. Bramki gospodarzy bronił wówczas Mateusz Sławik, obecnie trzeci golkiper zabrzańskiej drużyny. Charyzmatyczny bramkarz miał swój udział w zwycięstwie Górnika nad krakowianami, bo już na samym początku spotkania obronił rzut karny wykonywany przez Marcina Bojarskiego.

Kolejnym piłkarzem pamiętającym ten mecz jest Michał Karwan, dziś gracz B-klasowej drużyny rezerw Górnika. Rosły obrońca nie zagrał jednak wówczas w trójkolorowych barwach, lecz stanął po przeciwnej stronie barykady. Nie dotrwał jednak nawet do końca pierwszej połowy, bo w 23. minucie obejrzał czerwoną kartkę za faul taktyczny na wychodzącym na czystą pozycję Arkadiuszu Aleksandrze. Pasy kończyły zresztą ten mecz w podwójnym osłabieniu, bo w doliczonym czasie drugiej części gry czerwony kartonik zobaczył Piotr Bania.

- To było niesamowite spotkanie. Zagraliśmy naprawdę świetny mecz, chyba jeden z najlepszych w tamtym sezonie. Porównywalnie zagraliśmy chyba tylko w meczu z Wisłą Płock, o być albo nie być w ekstraklasie. Wtedy w Zabrzu było zupełnie inaczej. W klubie się nie przelewało, lecz mimo to drużyna walczyła z charakterem - wspomina Sławik.

W tym samym sezonie przy Roosevelta raz jeszcze strzelecka kanonada miała miejsce jeszcze dwukrotnie. Tym razem jednak bynajmniej nie w wykonaniu zabrzan, lecz Korony Kielce, która rozbiła Górnika w meczu Pucharu Polski 5:0 i Wisły Kraków, która w meczu ligowym rozgromiła gospodarzy 4:0.

W sobotnim meczu z Zagłębiem historia znów zatoczyła koło i pękła granica pięciu bramek. Tym razem z happy endem dla Górnika.

Górnik Zabrze - Cracovia 5:1 (24.09.2006)

Źródło artykułu: