Czarne Koszule chcą rozwiązać kontrakt z winy zawodnika. Arkadiusz Onyszko nie godzi się na to. - Moja pani prawnik mówi, że mamy mocne argumenty. Polonia zawaliła tę sprawę. Moją chorobę mogli wykorzystać do dobrego budowania wizerunku klubu, pokazać, że są w stanie pomóc człowiekowi, który jest tak chory, jak ja. Nawet jakby mnie nie chcieli, to moglibyśmy załatwić to po cichu. Powiedzieliby, żebym znalazł sobie nowy zespół i byśmy się dogadali. A tu jakieś publiczne obrażanie, mówienie, że jestem oszustem. Po co to wszystko? Kiedyś słyszałem: "Arek nie wracaj do kraju, bo tu nadal trwa polskie piekiełko". Trudno się z tym nie zgodzić - mówi w wywiadzie dla Przeglądu Sportowego bramkarz Polonii Warszawa.
Teraz jednak skupia się na piątkowej operacji. - Przede wszystkim myślę o tym, by ta nerka się przyjęła. Samej operacji się nie obawiam. Nie ja pierwszy, nie ostatni przechodzę przez to. Dam radę. Boję się jednak, że obudzę się po operacji i usłyszę: Przykro nam, ale narząd został odrzucony. Lekarze zapewniają, że jeśli próba toksyczna, którą zrobiono mi w poniedziałek, wyszła prawidłowo, to powinno być OK. Ale strach pozostaje. Operacja ma potrwać około trzech godzin, do końca dnia będę lekko odurzony, bo wykonuje się ją pod całkowitą narkozą. Nowa nerka oczywiście nie zacznie od razu normalnie funkcjonować, najważniejsze, by prawidłowo pracowała za rok. Do końca życia będę musiał przyjmować leki immunosupresyjne. Jeśli zapomnę wziąć choćby jedną tabletkę, narząd zostanie odrzucony - dodaje.
Źródło: Przegląd Sportowy.