Marcin Ziach: Pięć punktów po trzech kolejkach wziąłby pan w ciemno przed startem rundy wiosennej?
Andrzej Orzeszek: Myślę, że tak. Górnik w tych trzech spotkaniach nie przegrał i z niezłej strony zaprezentował się z Zagłębiem Lubin. Cieszy też punkt przywieziony z Warszawy i zdobycz z Arką, która pokazała w meczach z Wisłą i Lechem, że nie jest łatwo ją pokonać. Choć u siebie powinno się mecze wygrywać, to myślę, że z punktu zdobytego w tym meczu powinniśmy się cieszyć.
Spotkanie z Zagłębiem pokazało oblicze Górnika, którego kibice będą oglądać na wiosnę czy raczej ten wynik to dzieło przypadku?
- Trudno to na razie oceniać. W tym meczu rzeczywiście sporo zawodnikom wychodziło. W szczególności cieszą piękne bramki i efektowne zwycięstwo. Żeby powiedzieć, czy ten mecz pokazał potencjał Górnika drużyna musiałaby to powtórzyć jeszcze dwa czy trzy razy. Na pewno był to mecz, którego wynik sprawił nam wiele radości. Odpowiedź na pytanie, jaki jest potencjał Górnika na tę rundę pokażą najbliższe kolejki.
Mecz z Arką mógł zakończyć się podobnym wynikiem, gdyby drużyna wykorzystała którąś z wybornych sytuacji strzeleckich z pierwszych minut gry.
- Wydawało się w pierwszych fragmentach gry, że Górnik narzucił rywalowi swój styl gry. Stworzyliśmy sobie świetną okazję, po której Robert Jeż trafił w dwa słupki i piłka nie wpadła do bramki, a chwilę później strzeliliśmy bramkę i wydawało się, że mecz jest pod naszą kontrolą. Tym bardziej, że Arka na wyjeździe strzela mało bramek. Nic nie wskazywało na to, że Górnik bramkę może stracić, ale popełniliśmy dwa błędy, które zaowocowały dwoma trafieniami rywala. W tym przypadku trzeba było zareagować i w mojej ocenie trener Nawałka zareagował pozytywnie. Wpuścił na boisko dwójkę ofensywnych zawodników, z których jeden strzelił bramkę. Myślę, że z przebiegu meczu ten punkt powinien nas cieszyć.
Kolejnym rywalem na drodze do utrzymania będzie Ruch Chorzów.
- Zawsze były to dla nas szczególne spotkania. Mieliśmy ten przywilej, że o tym meczu mogliśmy myśleć już od weekendu, a Ruch musiał się jeszcze skoncentrować na pucharowym meczu z Legią. Te mecze były dla obu drużyn zawsze trudne. Nie brakowało walki i zaangażowania, choć czasami poziom pozostawiał wiele do życzenia. Nigdy nie można było jednak żadnej z drużyn odmówić determinacji i ambicji na boisku. Myślę, że ten mecz będzie podobny.
Derbowe starcia Andrzeja Orzeszka z Niebieskimi mają jakąś szczególną historię?
- Był kiedyś taki mecz w Chorzowie, w którym dostałem czerwoną kartkę po meczu (śmiech). Prowadziliśmy, w przedostatniej minucie regulaminowego czasu gry straciliśmy bramkę, ale w doliczonym czasie gry Marek Szemoński strzelił swoją drugą bramkę w tym meczu, która przechyliła szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Było to typowe derbowe starcie, w którym nie brakowało walki wręcz, a głowy były gorące. Przy wyrównującej bramce dla Ruchu doszło do mojego starcia z Mariuszem Śrutwą. Po stałym fragmencie gry piłka trafiła w poprzeczkę, ja próbując ratować sytuację próbowałem piłkę wybijać, a Mariusz w tym samym momencie zaatakował ją głową i moja noga zamiast na piłce zatrzymała się na jego głowie. Mariusz kończył mecz z rozciętym łukiem brwiowym i po meczu miał do mnie pretensje, że zagrałem w ten sposób celowo. Doszło między nami do małej przepychanki, sędzia całe zdarzenie widział i ukarał nas żółtymi kartkami, choć schodziliśmy już do szatni. Dla mnie była to druga żółta kartka i w efekcie obejrzałem czerwony kartonik, a trener Kowalski był po meczu bardzo zdziwiony, że Orzeszek wyleciał z boiska, bo całej sytuacji nie widział. Te derby szczególnie utkwiły mi w pamięci.
Po pracowitej zimie może pan sobie chyba troszeczkę odsapnąć.
- Nie ma na odpoczynek za bardzo czasu. Mecz goni mecz i jedynie na co mogę sobie pozwolić to chwila radości po zdobytych punktach, ale potem trzeba się szybko zreflektować, bo nadchodzi kolejne spotkanie. Może po spotkaniu z Ruchem znajdzie się chwila na oddech, bo czeka nas przerwa reprezentacyjna, podczas której drużyna wyjeżdża na mecz towarzyski do Budapesztu. Będzie można ze spokojem usiąść na trybunach i bez stresu oglądać boiskowe wydarzenia, bo gra nie będzie się toczyć o ligowe punkty.
Pokusi się pan o pierwsze oceny zimowych transferów po trzech wiosennych kolejkach?
- Doświadczeni zawodnicy Gasparik i Jeż szybko wkomponowali się w zespół. Gasparik wychodził w wyjściowej jedenastce, a Jeż w meczach z Zagłębiem i Arką udowodnił, że sporo potrafi i jest zawodnikiem niezłej klasy. Na swoją szansę wciąż czekają Nowak i Zachara, ale jestem przekonany, że kiedy ta nadejdzie zrobią oni wszystko, by ją maksymalnie wykorzystać.
Cały czas pan jeździ i obserwuje zawodników, którzy latem mogliby wzmocnić Górnika.
- Akurat ja jeżdżę trochę mniej, ale Mietek Agafon [skaut Górnika - przyp. red.]ciągle jakieś mecze ogląda i prowadzi obserwację zawodników, którymi się interesujemy. Nasze spostrzeżenia na bieżąco notujemy, żeby w sytuacji, w której będziemy potrzebować zawodnika na daną pozycję mieć dwóch czy trzech kandydatów, którzy w razie potrzeby mogliby do nas dołączyć i stanowić wzmocnienie dla tej drużyny.
Podczas meczu z Arką na trybunach pojawił się Miłosz Przybecki. Młodzian oswaja się z atmosferą stadionu przy Roosevelta.
- Dzień później ja byłem w Radzionkowie i obserwowałem Ruch w meczu z GKP Gorzów Wielkopolski i przyglądałem się Miłoszowi. To jakieś wielkie spotkanie w wykonaniu Radzionkowa ani Miłosza nie było.
Po przerwie reprezentacyjnej Górnika czeka starcie z Cracovią. Patrząc realnie na terminarz myśli pan, że po meczu z Pasami będziecie mogli się cieszyć z utrzymania?
- Jest na to szansa, bo nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy w tych dwóch meczach nie sięgnęli po komplet punktów. Ruch i Cracovia to zespoły, które w ligowej tabeli są zdecydowanie niżej od nas i to my przystępujemy do tych meczów w roli faworyta. Na pewno nie będzie o komplet punktów w tych spotkaniach łatwo, bo Ruch w meczu z Bełchatowem pokazał, że forma idzie w górę, a i Cracovia w meczu z Lechem udowodniła, że jeszcze się nie poddała.