Brakuje nam zimnej krwi - rozmowa z Marcinem Burkhardtem, pomocnikiem Jagiellonii Białystok

Marcin Burkhardt przez prawie trzy tygodnie był wyłączony z gry z powodu kontuzji mięśnia dwugłowego uda. "Bury" jest już całkowicie zdrów i pomoże drużynie w niedzielę, w meczu przeciwko Arce. Między innymi o słabej formie Jagiellonii i perspektywach na przyszłość rozmawiamy z pomocnikiem żółto-czerwonych.

Tomasz Kozioł: Z twoim zdrowiem już wszystko w porządku?

Marcin Burkhardt (pomocnik Jagiellonii Białystok): Jestem już w pełni zdrów i przygotowuję się do meczu z Arką na pełnych obrotach.

Jakie nastroje panują w drużynie po bardzo słabym początku rundy wiosennej?

- Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać. Nastroje nie są najlepsze, ale nie załamujemy się. Nie ma co spuszczać głów, trzeba powalczyć do końca, bo jeszcze jest do zdobycia trzydzieści punktów. Jest to bardzo dużo i... spokojnie możemy zgarnąć pełną pulę! Trzeba tylko w to wierzyć, walczyć i pracować ciężko na treningach. Musimy na boisko wychodzić pewni siebie, a przede wszystkim strzelać bramki, bo od początku rundy zdobyliśmy bardzo mało goli, można powiedzieć, że prawie wcale.

Wisła jest już praktycznie poza zasięgiem. Teraz przed Jagiellonią nowy cel - utrzymanie drugiego miejsca. Nie będzie to jednak łatwe, bo pomiędzy wiceliderem a jedenastym zespołem jest zaledwie pięć punktów różnicy.

- Wisła już odskoczyła od reszty stawki i będzie ciężko ją dogonić. Musimy powrócić do formy, którą prezentowaliśmy jesienią i zacząć wygrywać mecz za meczem.

Gra i wyniki Jagiellonii pozostawiają wiele do życzenia. Czym to według ciebie jest spowodowane? Odejściem Kamila Grosickiego? Bo nie ma co ukrywać, że zespołowi brakuje "Grosika", który średnio miał udział przy dziesięciu bramkach w rundzie. Nie widać na horyzoncie również następcy Grosickiego.

- Na pewno w pewien sposób da się to odczuć. My mamy jednak swój zespół i musimy patrzeć na to, co mamy, a mamy również wartościowych zawodników, którzy potrafią strzelać gole. Kwestią czasu jest to, kiedy zaczniemy trafiać do siatki. Sytuacje stwarzamy, ale brakuje nam skuteczności i zimnej krwi.

W niedzielę do Białegostoku przyjedzie idealny rywal na przełamanie - Arka Gdynia, która nie wygrała jeszcze w tym sezonie na wyjeździe.

- Mimo że Arka gra nie najlepiej, to nie ma się co nastawiać, że czeka nas lekki mecz. Wszyscy myślą, że będzie to mecz na przełamanie, ale nie ma co ukrywać, że Arka ma bardzo dobrych zawodników i potrafi grać w piłkę. Rywale się nie położą i nie dadzą nam trzech punktów.

Na plecach możecie już czuć oddech innych zespołów. Kogo najbardziej się teraz obawiacie?

- Nie obawiamy się nikogo. Nie ma żadnego strachu. Musimy zacząć grać swoje, a wtedy będzie dobrze. Gramy ładnie, mamy składne akcje, ale to jest piłka i tu za wrażenia artystyczne punktów się nie przyznaje. Nie potrafimy wykorzystywać sytuacji podbramkowych i wyniki są, jakie są. Musimy uwierzyć w swoje umiejętności, a wtedy powinno być dobrze.

Ostatnio każdy narzeka na ofensywę Jagi. Jeżeli się spojrzy w tył, to tam również nie jest różowo. Zwłaszcza błędy z meczów przeciwko Lechowi i Wiśle są niepokojące, bo takie nie zdarzają się zbyt często nawet w juniorach.

- To prawda. Gra defensywna była mocniejsza w poprzedniej rundzie, a w ostatnich meczach obrona nie była naszą najmocniejszą stroną. Każdy z nas ma zadanie grać agresywnie w określonej strefie boiska. Cały zespół broni, zaczynając od napastników, a kończąc na obrońcach.

Źródło artykułu: