- Na odprawie ustaliliśmy z trenerem, że skoro w finale z Wisłą wytrzymałem tę próbę nerwów i zdobyłem decydującą bramkę, to i w meczu z Lechem, jeśli dojdzie do rzutów karnych, będę strzelał ostatni. Już po losowaniu bramki, na którą miały być wykonywane jedenastki, powiedziałem chłopakom, że czuję się na siłach, aby uderzać na końcu - wyjaśnia Jakub Wawrzyniak. - Miałem przeczucie, że się nie pomylę. Podszedłem do Kuby Rzeźniczaka i powiedziałem mu: "Stary, to ja to zamykam".
- Rzeczywiście, pierwsza połowa nie wyglądała tak, jak sobie założyliśmy. Na szczęście wytrzymaliśmy ciśnienie i opanowaliśmy sytuację. Za kilka tygodni już nikt nie będzie pamiętał, w jakich okolicznościach wygraliśmy. Najważniejsze, że puchar jest nasz - dodał.
Źródło: Super Express