Marcin Radzewicz: Śląsk grał kolejny mecz bez typowego napastnika

W sobotę piłkarzom Polonii Bytom udało się zremisować ze Śląskiem Wrocław. Bytomianie wzorem drużyny z Wrocławia zagęścili środek pola i szukali szansy z kontrataku. W podstawowym składzie WKS-u zabrakło typowego napastnika.

Artur Długosz
Artur Długosz

- Wydaje mi się, że Śląsk grał kolejny mecz bez typowego napastnika. Ciężko się tak gra, bo jakiś napastnik musi być. Czuliśmy, że Śląsk może tak nie siądzie na nas od razu jak choćby Jagiellonia. Wiedzieliśmy, że będzie to takie spotkanie na kontry. Oni mają szybkich zawodników, my też mamy. Wydaje mi się, że był to mecz do jednej bramki - mówił po ostatnim gwizdku sędziego Marcin Radzewicz. Jego Polonia bezbramkowo zremisowała z drużyną prowadzoną przez Oresta Lenczyka. - Każda drużyna chce wygrać. Chcieliśmy tu przyjechać i ugrać jak najwięcej. Wydaje mi się, że spotkanie było na 0:0. Nikt nie jest poszkodowany. Ani Śląsk, ani my, wynik jest sprawiedliwy dla obu drużyn - dodał pomocnik.

Bytomianie we Wrocławiu mogli jednak wygrać, ale pod koniec potyczki bardzo dobrej okazji nie wykorzystał Grzegorz Podstawek. - Na pewno chciał strzelić. Każdy z nas ma jakieś sytuacje i staramy się zdobywać bramki. Nie wyszło, trudno. Jeden punkt to jeden punkt. Może się okazać cenny - zaznaczył Radzewicz. Drużynę Polonii do ostatniej kolejki czeka bardzo ciężka walka o utrzymanie w ekstraklasie. O uniknięcie degradacji rywalizują ze sobą właśnie Polonia oraz Arka Gdynia i Cracovia. - Nie chcemy patrzeć na to z kim gra Arka, z kim gra Cracovia. My musimy robić punkty. Będziemy je zdobywać, to jesteśmy wyżej od tych zespołów, mamy lepsze bezpośrednie pojedynki. Jak będziemy zdobywać punkty, to nas nie dogonią, a jak nie będziemy, to nas przegonią - komentował zawodnik drużyny prowadzonej przez Roberta Góralczyka.

- Jeden punkt może później decydować o utrzymaniu w ekstraklasie. Punkt do punktu i się zbiera, a później to daje taką sumę, która pozwala na utrzymanie - zaznaczył Radzewicz po remisie we Wrocławiu.

Receptą na przeciwstawienie się WKS-owi było zagęszczenie środka. Ta sztuka bytomianom się udała. - Środek pola to jest serce zespołu. Tak jak gra środek, tak gra cały zespół. Wiedzieliśmy, że jedną z mocniejszych stron Śląska jest środek i z tego miejsca idą piłki na boki do szybkich zawodników. Tego chcieliśmy uniknąć. Można powiedzieć, że nam się udało, bo nie straciliśmy bramki - podsumował Marcin Radzewicz.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×