Marcin Ziach: W meczu z Lechem miałeś na nodze piłkę meczową, na wagę remisu, ale nie udało ci się futbolówki umieścić w siatce.
Emil Drozdowicz: W poprzednim meczu z Arką miałem kilka okazji i jedną udało mi się wykorzystać. W meczu z Lechem miałem tę jedną, w kluczowym dla nas momencie i mogłem przesądzić o losach meczu i to mogło wpaść, ale pomyliłem się nieznacznie. Szkoda wielka, bo ta bramka mogła dać nam punkt.
Twoja przeprowadzka do Bytomia była dla wielu wielkim zaskoczeniem.
- Po odejściu z GKP chciałem spełnić swoje marzenie, bo wiadomo, że gra w ekstraklasie to dla każdego zawodnika w pewnym sensie piłkarskie trofeum. Podpisałem kontrakt, żeby móc w tej lidze zagrać i nie patrzyłem przy tym, w jakim momencie jest Polonia, bo wiadomo, że drużyna walczy o utrzymanie. Będziemy walczyć do samego końca, choć nie da się ukryć, że uniknąć degradacji będzie bardzo ciężko.
Pierwsze podejście do piłki na ekstraklasowym poziomie miałeś już kilka temu w Arce Gdynia.
- Ale było to podejście nieudane. Nie zagrałem w ani jednym meczu i wróciłem do Gorzowa. Los tak się ułożył, że mój debiut w Polonii przypadał właśnie na mecz z Arką w Gdyni. Powrót do tego miasta wywołał we mnie jakiś dreszcz dodatkowych emocji. Tym bardziej, że był to dla mnie debiut i myślę, że to motywowało mnie bardziej, niż to, z kim gramy.
Polonii idzie ostatnio bardzo słabo. Cztery ostatnie mecze bytomianie kończyli na tarczy.
- Gramy o życie i dlatego w każdym meczu musimy walczyć o trzy punkty. Patrząc na ostatnie wyniki można zauważyć, że dwa mecze Polonia przegrała wcześniej doprowadzając do remisu, ale w naszej sytuacji nie ma już nic do stracenia i musimy grać o całą pulę, bo remis nas nie zadowala. W meczu z Lechem w naszym zasięgu było nawet zwycięstwo, bo do przerwy przegrywaliśmy jedną bramką, ale na drugą połowę wyszliśmy maksymalnie umotywowani. Mecz ustawiła jednak czerwona kartka, bo odebrała nam ona nadzieje na to, że jesteśmy w stanie pokonać aktualnego mistrza Polski.
Nadziei na utrzymanie w ekstraklasie także was ta porażka pozbawiła?
- Nie składamy broni i będziemy cały czas walczyć. Każdy z nas wierzy, że na Legii można wygrać i myślę, że możemy sprawić niespodziankę. Na pewno nie jedziemy do Warszawy w roli faworyta, ale też nie po to, żeby prosić o jak najmniejszy wymiar kary.
Degradacja może sprawić, że Polonia podzieli los Odry Wodzisław Śląski i GKP Gorzów Wielkopolski. Tobie akurat przypadek gorzowskiego klubu jest szczególnie bliski.
- Byłem zawodnikiem GKP, ale od dłuższego czasu klub zmagał się z dużymi problemami i nie chciałbym do tego wracać. To był bardzo trudny moment dla zawodników i trenerów. Rozpad drużyny i rozpad klubu, to coś czego nikomu bym nie życzył.
Podobno w Gorzowie Wielkopolskim sztandarową dyscypliną jest żużel i nie było atmosfery na piłkę.
- Kiedy zaczęły się problemy nikt do nas ręki nie wyciągnął. Zostaliśmy zostawieni samym sobie i dłużej nie mogliśmy tego ciągnąć.
Po spadku Polonii wrócisz na boiska zaplecza ekstraklasy, czy będziesz szukał szans na dalszą grę w elicie?
- Mam propozycję dalszej gry w Bytomiu w przyszłym sezonie, ale czy zostanę w Polonii zaważy, jakie będą dalsze perspektywy klubu po spadku. Czeka nas jeszcze jeden mecz, a na to, żeby siąść i zastanowić się co dalej, przyjdzie czas w czerwcu.
Epizod na boiskach ekstraklasy i powrót do pierwszej ligi, to scenariusz, który nie jest ci straszny?
- Ja cały czas wierzę w to, że się utrzymamy. Mimo to, że Legia jest ścisłą czołówką tej ligi, to my też potrafimy grać w piłkę i będziemy o swoją szansę walczyć do samego końca.
W ostatniej kolejce Legia wysoko pokonała w Gdyni Arkę i w jakimś stopniu wasze szanse na utrzymanie zwiększyła.
- No tak (śmiech). Nie wiem czy powinniśmy im za to podziękować czy wysłać kwiaty, ale dzięki temu wynikowi ciągle w nas tli się nadzieja, że ekstraklasę w Bytomiu jednak uda się utrzymać.