Obie ekipy wychodząc na murawę miały jasno sprecyzowane cele. Podopieczni trenera Czesława Jakołcewicza, by zapewnić sobie na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek utrzymanie na zapleczu ekstraklasy nie mogli z łodzianami przegrać. ŁKS natomiast walczył z Podbeskidziem Bielsko-Biała o fotel lidera. Początkowo żadna z drużyn nie kwapiła się do ataku, jednak mimo wszystko bardziej składne akcje wykonywali piłkarze gości. KSZO zaś wyglądał na przestraszonego klasa rywala i czekał na jego ruch. Najbardziej aktywny w składzie pomarańczowo-czarnych Vahan Gevorgyan niewiele z przodu mógł sam zrobić. W 17. minucie dla ekipy z Ostrowca Świętokrzyskiego zaczęły się prawdziwe schody. Po zderzeniu w polu karnym Mateusza Mąki z Arturem Gieragą obaj piłkarze nie było w stanie kontynuować gry, jednak to pomocnik miejscowych zalany krwią został odwieziony do szpitala. Wprowadzony za niego na boisko Krystian Kanarski chwilę po wejściu na murawę znalazł się w dobrej sytuacji w polu karnym, jednak strzelił zbyt lekko i bez problemów futbolówkę wyłapał Bogusław Wyparło. Z biegiem czasu zawodnicy gospodarzy coraz odważniej podchodzili pod bramkę lidera rozgrywek. W 27. minucie w wielkim zamieszaniu w polu karnym po rzucie wolnym Gevorgyana, przewrotką uderzył Michał Stachurski, ale piłkę ostatecznie wybili defensorzy łodzian. Chwilę później ten sam zawodnik miał okazje zdobyć gola głową, jednak i tym razem piłka nie znalazła drogi do siatki. W odpowiedzi drużyna z Łodzi przeprowadziła groźną akcję, po której główkował Dariusz Kłus, ale piękną paradą bramkarską popisał się Tomasz Dymanowski. Jeszcze przed przerwą przed idealną okazją do zdobycia gola stanął Mikołaj Skórnicki, który przestrzelił po podaniu z rzutu wolnego Gevrogyana.
Na drugą połowę wydawało się, że piłkarze gospodarzy wyszli jeszcze bardziej zmobilizowani. Wszystko w zasadzie układało się pomarańczowo-czarnym do feralnej 60. minuty, kiedy w zamieszaniu w polu karnym KSZO dośrodkowaniu Bartosza Romańczuka piłkę uderzył Kłus, a ta pechowo odbiła się jeszcze od Radosława Kardasa i wpadła do bramki. Po stracie gola widać było, że to podcięło skrzydła drużynie miejscowej, która nie potrafiła już przeciwstawić się zespołowi z Łodzi. Nie długo trzeba było czekać na podwyższenie rezultatu. W 74. minucie uderzenie Marcina Mięciela w polu karnym zostało zablokowane, ale skuteczną dobitką popisał się Marcin Smoliński, który strzelił w długi róg i Dymanowski był bez szans. Drugi gol sprawił, że z podopiecznych trenera Jakołcewicza całkiem zeszło już powietrze i mimo, że skrzydłami próbowali jeszcze szarpnąć drużyną Tomasz Bzdęga, Jakub Cieciura i Gevorgyan, to wynik nie uległ już zmienię i trzy punkty z ostrowieckiego terenu zasłużenie wywiozła ekipa, która bezsprzecznie była lepsza piłkarsko.
Porażka zdecydowanie skomplikował sytuacje w ligowej tabeli pomarańczowo-czarnych, którzy by nie spaść o klasę niżej muszą z trudnego terenu Nowego Sącza wywieźć przynajmniej remis.
KSZO Ostrowiec - ŁKS Łódź 0:2 (0:0)
0:1 - Kardas (sam) 60'
0:2 - Smoliński 74'
Składy:
KSZO Ostrowiec: Dymanowski - Stachurski, Kardas (75' Kolarov), Czarnecki, Trzeciakiewicz, Bzdęga, Skórnicki, Mąka (19' Kanarski), Cieciura (81' Persona), Wolański, Gevorgyan.
ŁKS Łódź: Wyparło - Klepczarek, Gieraga, Adamski, Kaczmarek, Romańczuk, Mączyński, Kłus, Smoliński (84' Seweryn), Bykowski, Mięciel.
Żółte kartki: Trzeciakiewicz (KSZO) oraz Kaczmarek (ŁKS).
Sędzia: Michał Zając (Sosnowiec).
Widzów: 1 000.