Marcin Frączak: Był pan ambasadorem wielkiego turnieju Coca-Cola Cup 2011, dla chłopców i dziewcząt w wieku 14, 15 i 16 lat, który zakończył się w miniony weekend. Wystartowało w nim aż 3829 drużyn. Wśród chłopców wygrało gimnazjum nr 48 z Warszawy, a wśród dziewcząt gimnazjum z Chocianowa. Co dla pana znaczyła funkcja ambasadora?
Robert Lewandowski: Byłem ambasadorem turnieju podobnie jak Jan Pruijn, współtwórca szkółki piłkarskiej Ajaksu Amsterdam. To dla mnie duża radość, a także zaszczyt. Zobaczyłem sporo spotkań w wykonaniu młodych zawodników i zawodniczek, to dobrze, że tyle osób garnie się do piłki. Gdy byłem w ich wieku, też startowałem w turnieju Coca-Coli.
A w jakiej drużynie pan wtedy grał?
- Nie chciałbym na siłę wymyślać nazwy, bo po prostu nie pamiętam co to był za zespół. Wiem, że nie dotarliśmy wtedy do finału. Nie udało mi się więc wygrać turnieju Coca-Coli.
Najstarsi zawodnicy, którzy są z rocznika 1995, mogą trafić powiedzmy za dwa lata do naszej ekstraklasy. Dużo było zawodników, zawodniczek, którym wróży pan szybki awans?
- Kilka osób zwróciło moją uwagę. Jednak o nazwiskach nie chciałbym mówić, koncentrowałem się na poszczególnych numerach. Oczywiście mają szansę na trafienie do dorosłej piłki, muszą jednak dużo pracować, nie zniechęcać się niepowodzeniami.
Jan Pruijn, współtwórca systemu szkoleniowego Ajaksu Amsterdam, powiedział, że gdy zaczynał treningi z młodzieżą w Polsce, to nasi zawodnicy w wieku 15 czy 16 lat nosili głowy w chmurach. Niektórzy zachowywali się tak jakby byli już nie wiadomo jak dobrzy. Co pan o tym sądzi?
- Jeśli tak jest, to nie tędy droga do dorosłej piłki. Tak nie powinno być. Nawet jak ktoś jest bardzo utalentowany, to musi ciężko pracować.
Kiedy pan wraca do treningów w Borussii Dortmund?
- Trzeciego lipca.
Liczy pan na to, że może w tym sezonie pana zespół zacznie grać dwójką napastników?
- Nie wydaje mi się, aby zespół zmienił system. W ostatnim czasie grałem jako ofensywny pomocnik i chyba tak będzie dalej.
W tym sezonie Borussia będzie grała praktycznie co trzy dni, więc chyba powinien dostawać pan więcej okazji do gry niż w pierwszym sezonie w Bundeslidze?
- Rzeczywiście, meczów będzie dużo. Spotkanie niemal co trzy dni. Już 25 lipca czeka nas mecz z Schalke w Superpucharze Niemiec, potem Puchar Niemiec, a już na początku sierpnia startuje liga. Do tego jeszcze dojdą mecze w Lidze Mistrzów. Liczę, że będę grał jeszcze więcej, strzelał więcej goli. Na razie mam urlop, wypoczywam, zbieram siły na sezon. Niezwykle istotne będą przygotowania do rozgrywek.
6 września Polska zagra z Niemcami. To będzie dla pana szczególny mecz?
- Nigdy jeszcze nie wygraliśmy z Niemcami, fajnie byłoby to w końcu zrobić. Z niektórymi z nich gram w lidze. Ten mecz to może być taki smaczek w sezonie.
Gdy odchodził pan z Lecha Poznań do Borussii Dortmund, został pan sprzedany za 4,5 mln euro. Padały wtedy komentarze, że długo z ligi polskiej za większe pieniądze nie wyjedzie żaden zawodnik. Tymczasem Adrian Mierzejewski z Polonii Warszawa pobił pana rekord. Trabzonspor dał za niego 5,3 mln euro. Czy jest pan tym zaskoczony?
- Turcy jak się uprą, to dążą do tego, aby zrealizować swój cel. Taką mają naturę.
Gra pan rok w zagranicznej lidze. Co może pan mu radzić?
- Trudno powiedzieć co mógłbym Adrianowi poradzić. Na pewno bardzo ważny jest język. Musi się jakoś dogadywać z zespołem. W Trabzonsporze są jednak Polacy, więc mu pomogą. Rozgrywki w Turcji stoją na wyższym poziomie niż w Polsce, dzięki temu się jeszcze bardziej rozwinie, a z tego czerpać korzyści będzie też reprezentacja. Do Euro został jeszcze rok, wierzę, że wtedy naprawdę pokażemy na co nas stać.