W Łodzi pod znakiem zapytania

Widzew Łódź to obecnie największa niewiadoma polskiego futbolu. Jeszcze miesiąc temu pisaliśmy o sporych szansach klubu z alei Piłsudskiego na powrót do ekstraklasy. Dziś łodzianie są w nowej II lidze (starej III). Czy na nieco ponad trzy tygodnie przed ligowym startem szykuje się wielka kadrowa rewolucja? Ciężko powiedzieć, ale w chwili obecnej Widzew to spora zagadka.

Wielki zamęt wywołany przez organy polskiego futbolu ostatecznie doprowadził do przyznania licencji Polonii Bytom na grę w ekstraklasie. Co za tym idzie, łódzki klub wylądował w II lidze. Niby nic w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że jeszcze kilka tygodni temu Widzew był blisko najwyższej klasy rozgrywkowej. - Szanse oceniam na 70 procent - mówił wówczas serwisowi SportoweFakty.pl prezes Bogusław Sosnowski. Nie dość, że do tej pory degradacja klubu nie została zawieszona, to przyznanie licencji Polonii spowodowało powrót do punktu wyjścia. Czyli nowej drugiej ligi...

A piłkarska atmosfera w Łodzi w ostatnim czasie była naprawdę niezła. Na każdym kroku można było wyczuć nadzieję na ekstraklasę. Nawet u nowego trenera Waldemara Fornalika, który nie wiedział, czy ma tworzyć drużynę gotową do gry w najwyższej klasie rozgrywkowej. Takiego problemu nie mieli natomiast działacze, którzy od początku byli nastawieni na poważne wzmocnienia drużyny. Negocjowano z takimi piłkarzami, którzy spokojnie poradziliby sobie w ekstraklasie. A marka Widzew, nawet zamieszana w korupcję i mająca po roku powrócić do elity (zakładając optymistyczny wariant), robiła swoje.

Ciężkie rozmowy

Ale teraz, gdy w Łodzi gościć będzie II liga, wszystko wygląda inaczej. - Nie będę oryginalny, jeśli powiem, że rozmowy z potencjalnymi widzewiakami są bardzo trudne - mówi nam odpowiedzialny za transfery Marek Zub. - Zawodnicy chcą mieć jak najlepsze zarobki, grać w jak najwyższej klasie rozgrywkowej, posiadać większą możliwość promocji i występować na odpowiednim poziomie. My musimy szukać takich piłkarzy, którzy "głową" są w ekstraklasie i spokojnie sobie w niej poradzą, ale są skłonni spojrzeć też trochę niżej - dodaje. Jednym z nich był Tomas Razanauskas, którego chciał zatrudnić Widzew. Jednak Litwin, gdy tylko usłyszał o II lidze, natychmiast wrócił do ojczyzny. Takich przypadków zapewne było więcej, ale trudno się dziwić.

- Chcielibyśmy sprowadzić graczy, którzy mogliby podnieść poziom sportowy drużyny, ale oni - widząc obecną pozycję klubu - nie są zainteresowani. Nie ukrywam, że sytuacja jest bardzo trudna. Pozostaje jednak mieć nadzieję, że to się jeszcze zmieni. Przede wszystkim chcemy stworzyć silny zespół, który - bez względu na to, w której będziemy lidze - zdoła awansować o jedną klasę rozgrywkową - przyznaje Zub, który staje teraz przed niezwykle trudnym zadaniem.

Z niewolnika nie ma pracownika

Nowy dyrektor sportowy musi zatrzymać człon drużyny, a na pewno nie będzie to łatwe. Bartosz Fabiniak, Łukasz Broź, Stefano Napoleoni, Piotr Kuklis czy Tomasz Lisowski bez większych problemów poradziliby sobie w najwyższej klasie rozgrywkowej. - Oni doskonale wiedzą, że interesują się ich osobami kluby z ekstraklasy. Sytuacja jest jednak nieco inna, bo zawodnicy wciąż mają ważne kontrakty z Widzewem. A zespoły, które chciałyby ich sprowadzić, zamierzają to uczynić za darmo albo za niezbyt satysfakcjonującą nas kwotę. Tym sposobem żaden z nich na razie nie odchodzi - zdradza Zub.

Problem jednak w tym, że mało kto z tej piątki (a są wśród nich reprezentanci Polski) wyobraża sobie grę w nowej II lidze. Jednym z przykładów jest Lisowski. - Nie chciałbym zostać w II lidze. Zapewne tak jak kilku innych moich kolegów. Dla większości byłby to spory krok w tył - przyznaje w rozmowie z nami. - Sądzę, że nie będą nas tu trzymać na siłę, podczas gdy będziemy mieli szansę gry w ekstraklasie - dodaje.

Spuścić z tonu

Optymizm "Liska" jest jednak nieco zaskakujący, bo w ostatnim czasie Widzew za niego i innych czołowych piłkarzy żądał ogromnych pieniędzy. Za kartę Lisowskiego klub, według naszych informacji, oczekuje nieco ponad 700 tys. euro. Identycznie jest w przypadku Kuklisa i Fabiniaka. Trochę mniej warci są Napoleoni z Broziem, ale za ich transfer będzie trzeba płacić w setkach tysięcy euro. Podobnie wyglądają kwestie Ugochukwu Ukaha i Adriana Budki. Pytanie tylko, kto odważy się na taki wydatek...

Na pewno łodzianie będą musieli znacznie obniżyć wymagania finansowe za swoich podopiecznych. Trudno się bowiem spodziewać, aby ktoś z czołowych piłkarzy zamierzał zostać. Jeszcze niedawno, gdy istniał temat I ligi, zawodnicy nie mówili tak chętnie o odejściu. Ale... niewykluczone, że ta sytuacja ponownie ulegnie zmianie. - Czekamy na decyzję PKOl, która zapadnie 16 lipca. Może jednak nie będziemy grali w II lidze? Widać, że wszystko zmienia się z dnia na dzień i niczego nie można być pewnym. Nadal przecież nie wiemy, co nas czeka - kończy Lisowski.

Komentarze (0)