"Bóg, a po Bogu ja" - Początek końca trenerskiego geniusza i aroganta?

Od początku kariery Jose Mourinho wygrywał wszystko jak chciał. Wobec olśniewających sukcesów na sucho uchodziły mu kontrowersyjne i niegodne zachowania. Jednak jako trener Realu "The Special One" przesadził, ponosząc przy tym spektakularną klęskę z Barcą.

Konrad Kostorz
Konrad Kostorz

- Gdyby porównać Jose do Fergusona, Wengera i Capello wciąż jest bardzo młody. Jednak nawet w tym wieku są mocne powody ku temu, by uważać go za najlepszego trenera na świecie. Z całym szacunkiem dla FC Porto, ale z żadnym innym trenerem nie wygraliby Ligi Mistrzów - mówił w 2010 roku po porażce z Interem prowadzonym przez Jose Mourinho opiekun Barcy, Pep Guardiola. To właśnie tamten wygrany przez Włochów dwumecz uznano za największy sukces "Mou" - dzięki precyzyjnej i przemyślanej w każdym calu taktyce Nerazzurri jako jedyny zespół w ostatnich 3 latach zastopowali naszpikowaną gwiazdami Dumę Katalonii. Portugalczyk co najmniej do niedawnego maratonu Gran Derbi za wyjątkowego, najwybitniejszego i niepowtarzalnego był uważany przez wielu ekspertów. - To fenomen jedyny w swoim rodzaju, którego klon czy następca po prostu nie istnieje. Po mistrzowsku prowadzi zespół i taktycznie, i psychologicznie - nie mógł wyjść z podziwu słynny Arrigo Sacchi. - Osiągnięcia Mourinho na zawsze pozostaną w pamięci kibiców - przekonywał przed dwoma laty sir Alex Ferguson. 48-letniego menedżera co i rusz wychwalali również zawodnicy. - Jest najlepszym coachem w historii, przed nim nikt nie był równie utytułowany - zapewniał Wesley Sneijder. - Jestem przekonany, że dzięki radom Jose odmieniłem się nie tylko ja, ale także wielu innych graczy - komplementował charyzmatycznego trenera John Terry. W gronie apologetów zmysłu taktycznego swojego szkoleniowca z Madrytu znalazł się też Jerzy Dudek. - Pokazał, jak genialnym jest strategiem. Ustawił zespół wyśmienicie - komentował bohater finału LM z 2005, gdy Real pokonał Dumę Katalonii w Pucharze Króla. - On po prostu ma w sobie coś wyjątkowego - podsumował Iker Casillas.

Od początku trenerskiej kariery w 2000 roku za Mourinho stoją wyśmienite wyniki. Spośród 510 meczów jego zespoły wygrały aż 348 (64 procent) przy ledwie 60 porażkach. Szkoleniowiec z Setubal przez 150 pojedynków był niezwyciężony przed własną publicznością. Sięgnął po klubowe puchary w Portugalii, Anglii, Włoszech i Hiszpanii. Z FC Porto pobił największe europejskie potęgi i wywalczył Puchar Europy. Gdy przeszedł do Chelsea, natychmiast zdominował Premier League. Nie inaczej było po przeprowadzce do Italii - jego Inter dwukrotnie okazał się bezsprzecznie najlepszy w Serie A, a do tego zwyciężył w Champions League, co nie udawało mu się przez kilka dekad. Po drodze "Mou" wypromował i wprowadził na piłkarskie salony wielu piłkarzy, takich jak Ricardo Carvalho, Deco, Frank Lampard, Michael Essien, Sneijder czy Diego Milito. Zalety byłego trenera Uniao Leiria wymieniać można długo. Bez wątpienia pełen profesjonalizm, indywidualne podejście do każdego zawodnika, szczegółowe rozpracowywanie rywali czy wyszukane metody motywacyjne (cytował piłkarzom Einsteina) wciąż należą do jego największych atutów.

Dotąd dzięki licznym sukcesom Mourinho był "uprawniony" do szokowania, gorszenia, obrażania i... skwapliwie z tego korzystał. W 2003 roku odmówił podania ręki trenerowi Boavisty, Jaime Pacheco. Niedługo później podarł koszulkę piłkarza Sportingu, Rui Costy. W sezonie 2005/2006 oskarżył Franka Rijkaarda i sędziego Andersa Friska o wpływanie na wynik spotkania Chelsea - Barcelona. W tym samym czasie niezgodnie z przepisami namawiał Ashley'a Cole'a do przenosin z Highbury na Stamford Bridge. W 2009 roku zarzucił Sulley'owi Muntariemu brak formy, który miał być rzekomo spowodowany Ramadanem. W minionym sezonie nakazał swoim podopiecznych umyślnie faulować bądź przedłużać grę w celu otrzymania żółtej kartki. Zabronił także, by utrudnić szybką wymianę piłek Blaugranie, strzyżenia trawy na Santiago Bernabeu.

Najwięcej emocji wywoływały i pewnie nadal będą wywoływać kontrowersyjne wypowiedzi "The Special One", jak sam się określił po przyjściu do Chelsea. Wszystkie, począwszy od wywyższających samego siebie (- Mamy najlepszych graczy oraz – wybaczcie jeśli jestem arogancki – najlepszego trenera, - Podobam się nawet Bogu, - Zatrudnienie mnie to najlepsza decyzja w historii Interu), przez pomniejszające dokonania innych szkoleniowców (- Rozśmiesza mnie, gdy prezesi klubów porównują mnie z ich trenerami. Przecież większość z nich nie wygrała nawet Pucharu Toskanii czy Reggio di Calabria) i krytykujące pracę arbitrów (- Bramkę strzelił przeciwko nam sędzia liniowy, - Dzisiaj zrobiono wszystko, byśmy nie wygrali) po sugerujące nieuczciwe posunięcia ze strony przeciwników (- Nie jest łatwo być sędzią, kiedy piłkarze co minutę udają faule, - Guardiola krytykuje nawet dobre decyzje arbitrów), budziły niesmak, poruszenie i odbijały się szerokim echem. A autorowi właśnie o to chodziło! Przez lata nie sposób było oprzeć się wrażeniu, że Mourinho, co najmniej w tym samym stopniu co na wynikach, zależało na sławie pozaboiskowej, zajmowaniu pierwszych stron gazet i błyszczeniu przed kamerą. Rozmyślnie budził skrajne odczucia, prowokując piłkarzy, trenerów i kibiców, by jedni go kochali, a inni nienawidzili. - Bóg, a po Bogu ja - jak stwierdził w 2004 roku.

Po objęciu Realu Mourinho zapewniał, że jego debiutancki sezon na Półwyspie Iberyjskim będzie jedynie przejściowym i wielkich sukcesów nie należy od Królewskich oczekiwać. Jednakże klęska 0:5 z Barcą, przegrane w słabym stylu El Clasico w LM i wywalczenie mniejszej liczby punktów przez Los Blancos w Primera Division niż w sezonie 2009/2010 pod wodzą Manuela Pellegriniego sprawiły, że posada "Mou" przez chwilę wisiała na włosku, a on sam nie mógł być zadowolony. Gromy na trenera madrytczyków posypały się zewsząd głównie z powodu jego aroganckiego zachowania. Powszechna stała się opinia, że tym razem przekroczył granicę dobrego smaku, a jego słowa stały się nawet przyczyną skargi do UEFA. Wpadek nie zrekompensowało dotarcie do półfinału Champions League ani wywalczenie średnio prestiżowego Copa del Rey. - Zniszczył wizerunek legendarnego klubu. Taki styl gry dla Realu Madryt jest zawstydzający. Mourinho to żujący gumę arogant i gbur - wypalił Ottmar Hitzfeld. Mourinho najbardziej dostało się za oskarżanie arbitrów o spisek wymierzony w zespoły prowadzone przez niego (- Myślę, że gdy Mourinho obejrzy powtórki tych sytuacji przeprosi za wypowiedzi. Jeśli tego nie zrobi, stanie się oczywiste, że chce kreować prawdę po swojemu - ocenił Guus Hiddink) oraz za niezwykle defensywny styl gry. Cały piłkarski światek kpił z Realu za zaprezentowany antyfutbol, zamurowanie bramki i zaparkowanie w polu karnym autokaru. Żartowano nawet, iż Królewscy zagrali systemem 9-1-0. Taktykę przygotowaną na mecze z FCB skrytykował nawet Cristiano Ronaldo. Bowiem o ile przyniosła ona efekt w sezonie 2009/2010, gdy Inter wyeliminował Katalończyków, o tyle na nic zdała się w półfinale ostatniej edycji LM. Czyżby magia "Mou", także ta z konferencji prasowych, przestała działać? Czyżby nadciągał początek końca największego piłkarskiego taktyka i stratega XXI wieku?

Mourinho wściekły i z podrażnioną ambicją bez walki na pewno się nie podda. Z Hiszpanii płyną informacje, że jest żądny rewanżu i zdeterminowany jak nigdy dotąd, by zdetronizować drużynę Guardioli. - Moja praca w Realu ma teraz większy sens niż kiedykolwiek wcześniej. Sądzę, że drugi sezon Realu pod moją wodzą będzie naprawdę wielki - powiedział w rozmowie z AS-em. Nieraz zapowiadał także, że jako pierwszy trener w historii sięgnie po Champions League z trzema klubami. Ma również zamiar polecać piłkarzom znacznie bardziej ofensywną taktykę zgodną z systemem 4-3-3 i odważnym wykorzystaniem Mesuta Oezila oraz Angela di Marii. Czy wystarczy mu jednak pomysłów, by pokonać, grając w otwarte karty, Leo Messiego i spółkę? Łatwo nie będzie, zwłaszcza że oczy kibiców całego świata poza rezultatami zwrócone będą również na styl gry Królewskich i mocno nadszarpniętą reputację "The Special One".

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×