Marcin Ziach: Na początek pytanie nieco tendencyjne. Paweł czy Paul Thomik?
Paweł Thomik: Dla mnie nie ma to większego znaczenia. Mama zawsze na mnie woła Paweł, a dla kolegów z boiska byłem Paulem. Wielkiej różnicy nie ma i na oba zwroty reaguję.
Z Polski wyjechałeś jako kilkuletni chłopak, ale po polsku mówisz biegle.
- Może nie jest bardzo dobrze, ale język polski znam, bo w domu się w nim porozumiewaliśmy. Kilku rzeczy jeszcze nie rozumiem i muszę się podciągnąć, ale kiedy nie umiem znaleźć słowa po polsku, zawsze poradza godać po ślonsku (śmiech).
Transfer podstawowego zawodnika zespołu 2. Bundesligi do Polski to mimo wszystko duże zaskoczenie.
- Faktycznie, ostatnio zawodników regularnie grających w Bundeslidze czy w drugiej lidze w Niemczech do Polski wielu się nie zjeżdżało. Ja przede wszystkim traktuje transfer do Górnika jako wielką szansę. Zagrać w ekstraklasie innego kraju niż Niemcy to dla chłopaka, który całe życie tam spędził duże wyzwanie. W 1. Bundeslidze nie było mi dane zagrać, a jestem człowiekiem cały czas szukającym nowych, ambitniejszych wyzwań. Dobrze szło mi w drugiej lidze niemieckiej, więc teraz chcę stawić czoła wyzwaniu, jakie niesie za sobą gra w polskiej ekstraklasie.
W Niemczech, gdzie nie grałeś, byłeś zawodnikiem podstawowym. Nie było okazji na występy w 1. Bundeslidze?
- Żałuję, ale na razie taka okazja się nie nadarzyła. Robiłem co mogłem, żeby wywalczyć szansę w niemieckiej ekstraklasie, ale jeszcze tej szansy nie dostałem. Może za kilka lat wrócę do Niemiec, do solidnego klubu 1. Bundesligi, dzięki dobrym występom w Górniku (śmiech).
Przez rok występowałeś też w rezerwach Bayernu Monachium. Szans na przebicie się do pierwszej drużyny nie było?
- Kilka razy trenowałem z pierwszym zespołem, bo w rezerwach byłem wyróżniającym się zawodnikiem. Większych szans na pozostanie w tym zespole nie miałem, bo na mojej pozycji występowali tacy piłkarze jak Sebastian Deisler, Hasan Salihamidzić czy Mehmed Scholl. Nikt nie ma wątpliwości, że to gwiazdy dużego formatu i ja w Bayernie byłem zawodnikiem numer cztery czy pięć na prawej pomocy. Dlatego właśnie po roku gry zdecydowałem się odejść do 2. Bundesligi. Działacze chcieli mnie zatrzymać, ale ja przede wszystkim chciałem grać regularnie na wysokim poziomie.
Potem przyszła kolej na występy w Vfl Osnabruck i Unionie Berlin.
- I z tych klubów wywożę bardzo dobre wspomnienia. Gra w drugiej lidze niemieckiej to duże wyzwanie. Tam rywalizacja jest jeszcze bardziej zacięta niż w 1. Bundeslidze. Każdy klub walczy o czołówkę tabeli, bo grają tam same uznane w Niemczech marki. W poprzednim sezonie mierzyliśmy się chociażby z Herthą Berlin, a tej drużyny nikomu przedstawiać nie trzeba. Gra w Unionie to było dla mnie wielkie przeżycie, ale po półtora roku występów w Berlinie uznałem, że nadszedł czas, by zrobić kolejny krok.
Nie było innej opcji niż transfer do Zabrza?
- Były propozycje z Niemiec, ale przed podjęciem decyzji musiałem usiąść i się zastanowić nad swoją przyszłością. Mogłem zostać i grać w drugiej lidze 150. czy 180. mecz w swojej karierze, albo wyjechać do innego kraju i poszukać nowych wyzwań. Mam 26 lat i to dla piłkarza najlepszy wiek. Mam już swoje doświadczenie, a mimo to cały czas staję się lepszym zawodnikiem. Chcę zrobić następny krok w swojej karierze w polskiej lidze.
Kiedy usłyszałeś, że pojawiła się oferta z Górnika, co pierwsze przyszło ci na myśl?
- Że w tym mieście się urodziłem i jak często tylko można było przyjeżdżałem do rodziny. Często też byłem na meczach Górnika i to co mi zapadło w pamięć, to świetna atmosfera na stadionie. Porównywalna, jeśli nie lepsza od tej, jaka jest na trybunach w Niemczech. Stabilny klub z takimi kibicami to dla każdego piłkarza marzenie. Moje się spełni i mam nadzieję, że odwdzięczę się za tę szansę dobrą grą oraz bramkami strzelanymi dla Górnika.
Z transferem Pawła Thomika przy Roosevelta wiążą duże nadzieje.
- Mam tego świadomość, ale na pewno nie będę zdobywał przychylności działaczy czy kibiców komentarzami w mediach. Najlepszą promocją dla piłkarza są dobre występy na boisku. Będę chciał w ten sposób udowodnić wszystkim, że nie nadaremno mnie tutaj sprowadzono. Mój zawód polega na grze w piłkę na wysokim poziomie, a nie podgrzewaniu atmosfery w wywiadach.
Pierwsze dni treningów z Górnikiem już za tobą. Jakie wrażenia ci towarzyszą?
- Przede wszystkim pozytywne. Widać, że chłopaki potrafią grać w piłkę, a atmosfera w szatni jest bardzo dobra. Zostałem ciepło przyjęty w Zabrzu i wydaje mi się, że właśnie szatnia jest główną siłą tej drużyny. Kiedy pracujemy, to na całego, a kiedy jest trochę luzu, to w szatni jest zawsze wesoło. To dobra podstawa pod budowę silnej drużyny.
Znaczące różnice w organizacji klubu czy w treningach między Polską a Niemcami już dostrzegłeś?
- Jestem zaskoczony, bo mimo niepochlebnych opinii o polskiej lidze, w Górniku wszystko jest poukładane bardzo profesjonalnie. Niektóre sprawy stoją nawet na wyższym poziomie niż w 2. Bundeslidze. Wydaje mi się, że w tej lidze Górnik spokojnie by sobie poradził. Pierwsze wrażenia są naprawdę dobre i jestem pewny, że zrobiłem dobry krok decydując się na transfer do Zabrza.
Okres przygotowawczy nabiera rozpędu. Ledwie zakończyło się zgrupowanie w Zakopanem, a już wyjeżdżacie na drugi obóz na Słowenię.
- Musimy dobrze przygotować się do ligi i to jest w tych tygodniach najważniejsze. Zagraliśmy dobre spotkania z Żyliną i Rużomberokiem. W pierwszym meczu długo dominowaliśmy, a drugi przegraliśmy po głupio straconej bramce. Trzeba jednak pamiętać, że drużyny ze Słowacji były krok przed nami, bo rozpoczynają ligę tydzień czy dwa wcześniej niż my. Nam do startu ligi zostało jeszcze trochę czasu i na pewno przystąpimy do niej w lepszej formie niż w letnich sparingach.
Adam Nawałka słynie z tego, że jest trenerem bardzo wymagającym.
- Coś w tym jest, bo tak ciężkich treningów jeszcze nigdy nie miałem (śmiech). Cieszę się, że pracujemy ciężko, bo to musi przynieść efekty w postaci dobrej formy. Pracujemy ze wszystkich sił, ale nikomu nie dzieje się krzywda. Trener wie jak dozować treningi, żeby nie przytrafiały nam się urazy, a na boisku lał się pot, a nie krew.