Piotr Rocki: Przy bydgoskiej publiczności aż chce się grać

Po niezwykle zaciętej końcówce piłkarze Zawiszy pokonali na własnym boisku Ruch Radzionków 2:1. O ocenę spotkania zapytaliśmy doświadczonego pomocnika gości, Piotra Rockiego.

To już drugi raz w historii, kiedy Zawisza dosłownie w samej końcówce pokonuje rywali ze Śląska. Pierwszy raz taki przypadek zdarzył się wiosną 2009 toku. - Myśleliśmy, że arbiter zaraz zakończy spotkanie i to był nasz błąd - mówi doświadczony Piotr Rocki. - Zamiast doskoczyć do Pawła Zawistowskiego, który przelobował bramkarza, czekaliśmy na ostatni gwizdek. Szkoda, bowiem już w drugim spotkaniu tracimy taką bramkę.

Co ciekawe, w sobotę to właśnie Ruch przez pewną część spotkania był stroną dominującą. W grze "Cidrów" szwankowała jednak skuteczność. - W pierwszej połowie mogliśmy grać nieco luźniej i pokusiliśmy się o kilka kontr. Gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje z pierwszych minut, to ten mecz potoczyłby się zupełnie inaczej. Nie było też brutalności z obu stron, a to najważniejsze.

Jak już wspomnieliśmy, wiosną 2009 roku Zawisza także pokonał Ruch po bramce w doliczonym czasie gry. - Wówczas jeszcze nie reprezentowałem barw radzionkowskiej drużyny - przyznał Rocki. - Liczyliśmy w sobotę, że to fatum z ostatnich minut uda się nam wreszcie przełamać. Tak się nie stało. W Bydgoszczy przy takiej publiczności i takim dopingu gra się wspaniale, aż przyjemnie być zawodnikiem w takich momentach. Samo spotkanie tez mogło się podobać, gdyż stworzyliśmy dobre widowisko.

Komentarze (0)