Artur Długosz: Bardzo chciałeś, żebyście z Widzewem wygrali, a to wam się nie udało. Tego się chyba nie spodziewałeś?
Łukasz Madej: - Zakładaliśmy, że wygramy to spotkanie. Zwycięstwo dawało nam pozycję lidera. Widzew okazał się silnym przeciwnikiem, trochę zaskoczył nas przy pierwszej bramce. Szybko rozegraliśmy stały fragment gry i dostaliśmy z tego gola. Wyprowadziliśmy potem na 1:2, ale zabrakło już czasu na 2:2. Szkoda, bo to zawsze byłby punkt, a tak przegraliśmy. Takie spotkania musimy wygrywać.
Straciliście bramki po własnych błędach. Dużo mieliście strat piłki w środku pola.
- Tak, traciliśmy trochę tych piłek w środku pola jako zespół. Musimy to wyeliminować przed kolejnymi meczami.
W końcówce tylko wstrzeliwaliście piłkę w pole karne. Nie potrafiliście poradzić sobie z obroną Widzewa, a atak pozycyjny Wam nie wychodził.
- Myślę, że Widzew miał luki, zwłaszcza na bokach, o czym świadczyła o ta nasza bramka, gdzie ja dośrodkowałem, a Sebek (Mila - dop.red.) strzelił gola. Myślę, że tam była nasza szansa. Szkoda, że tak mało atakowaliśmy w tych końcowych minutach, kiedy obrońcy Widzewa byli już zmęczeni. Mogliśmy jeszcze ich trochę przycisnąć.
Odczuwacie zmęczenie? Trochę tych meczów tym sezonie już zagraliście.
- Nie. Osobiście czuję się dobrze. Fakt, że nie grałem pierwszych czterech spotkań, ale fizycznie jest w porządku. Może ci, co grali cały czas gdzieś mogą czuć to zmęczenie? Teraz jest przerwa. Mamy na tyle szeroką kadrę, że nie należy się tym zmęczeniem tłumaczyć, bo ja wolę grać, rozruch, grać. Myślę, że o to chodzi niż ciężko katować się na treningach.
To może presja? Gdybyście wygrali z Widzewem to zostalibyście liderem.
- Myślę, że to nie presja. Akurat nie wyszedł nam mecz. Tak czasami się układa, jak się bardzo chce. Straciliśmy po głupich błędach dwie bramki. Odrobiliśmy jedną, na drugą nie wystarczyło już czasu, choć te sytuacje były. Może nie klarowne, ale cały się kotłowało pod bramką Widzewa.
Na początku sezonu siedziałeś na ławce, teraz już grasz w podstawowym składzie. Czujesz, że wywalczyłeś sobie miejsce w podstawowej jedenastce?
- Czy wywalczyłem? Ciężko powiedzieć. Czuję, że na razie prezentuję się dobrze. W meczu z Widzewem zanotowałem asystę, także też mały powód do satysfakcji. Myślę jednak, że musimy wygrywać jako zespół. Ja się cieszę, bo czuję się dobrze. Musimy zwyciężać, a wtedy każdy zawodnik będzie doceniony. Należy się zapytać trenera czy będzie mnie wystawiał w następnych spotkaniach - myślę, że tak.
Łukasz Madej
Z Widzewem graliście jednym napastnikiem. Dopiero w końcówce wszedł Cristian Diaz. Nie sądzisz, że można byłoby spróbować grać dwoma napastnikami?
- Myślę, że można tak grać, ale w przypadku, kiedy przegrywamy. Uważam, że najgorszym pomysłem byłoby to, żebyśmy od początku grali dwoma napastnikami. Już tamtą jesienią chcieliśmy tak grać i wyszło to tak, jak wyszło. Większość klubów już teraz tak nie gra. Można policzyć na palcach jednej ręki które kluby grają dwoma napastnikami. Jeżeli grają dwoma napastnikami to nie grają skrzydłami. Trzeba coś wybrać. Nie można grać i skrzydłami i dwoma napastnikami. Myślę, że w naszej sytuacji jeden wysunięty napastnik i skrzydłowi to jest to optymalne. Piłka nożna idzie w kierunku zagęszczenia środka pola. Myślę, że można grać dwoma napastnikami, kiedy się przegrywa, ale sądzę, że powinniśmy mieć taki styl, aby grać 4-5-1 lub 4-3-3.
Teraz dwa mecze ma wyjeździe, potem spotkanie z Lechem Poznań u siebie. Możliwe, że ten mecz odbędzie się na nowym stadionie. Sami się chyba nie możecie doczekać, żeby już tam zagrać.
- Najważniejsze, żeby tam zagrać w końcu. Na razie myślimy o tym, żeby tam grać i wygrywać. Czy to będzie na nowym stadionie czy tutaj to już mniej ważne. Czekamy czy w ogóle na nim w tym sezonie zagramy.