Marcin Ziach: GieKSa powoli wychodzi na swoje. Mecz w Płocku pokazał, że ogon tabeli nie jest dla was.
Jacek Kowalczyk: W meczu z Wisłą szczególnie pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu. W głównej mierze dzięki niej ten mecz wygraliśmy. Ten wynik nas podbudował, a atmosfera w szatni jest coraz lepsza. Teraz swoją wartość chcemy udowodnić w meczu z Arką.
Kiedy patrzyliście na tabelę po siedmiu kolejkach, pojawiało się zwątpienie czy była pewność, że to "zaskoczy"?
- Nie ma co ukrywać, że wyobrażaliśmy sobie trochę inaczej ten początek sezonu. Tak naprawdę nic nie poszło po naszej myśli, ale byliśmy cierpliwi i spokojnie pracowaliśmy nad nadrobieniem niedociągnięć, jakich w naszej grze nie brakowało. Widzieliśmy z każdym treningiem, że idziemy do przodu i wreszcie wskoczyliśmy na te właściwe tory. Ważne teraz, by udało nam się tę dobrą passę podtrzymać.
Co było powodem tego, że na początku sezonu GKS Katowice był na bocznicy?
- Gdybym zdołał odpowiedzieć na to pytanie, pewnie byłbym już trenerem (śmiech).
A przedstawiając punkt widzenia kapitana tej drużyny?
- Naprawdę ciężko powiedzieć w czym leżał nasz problem. W każdym meczu walczyliśmy o zwycięstwo i mieliśmy okazje, żeby tę szalę na swoją stronę przechylić. Brakowało nam bramek i przez to punkty uciekały. Teraz się to zmieniło i musimy to powtórzyć w kolejnych meczach.
Podobno nie bez znaczenia dla waszej postawy na boisku była trudna sytuacja finansowa klubu.
- Nie wydaje mi się, żeby pieniądze w naszych głowach odgrywały tak dużą rolę. My naprawdę w tych meczach dawaliśmy z siebie wszystko, ale zawsze czegoś brakowało. Akurat teraz idzie nam lepiej i musimy tę zwyżkę formy potwierdzić w sobotę.
W problemach tego typu jesteś już w GieKSie zahartowany.
- Mnie one rzeczywiście nie dziwią. Parę takich sytuacji już w życiu przeżyłem, dlatego podchodzę do tego spokojnie.
GKS Katowice, w którym stawiałeś pierwsze kroki w futbolu, i ten dzisiejszy są podobne?
- Wręcz przeciwnie, to dwa różne światy. Nie ma co nawet tego porównywać.
Różnice aż tak bardzo kują w oczy?
- Są naprawdę olbrzymie. Począwszy od organizacji, przez finanse. Można by wymieniać naprawdę długo.
Patrząc przez pryzmat ostatnich sezonów, to GieKsa Rafała Góraka jest inna od GieKSy Wojciecha Stawowego?
- Różnice na pewno są, jak chociażby ustawienie na boisku. Teraz gramy też trochę innym systemem. To dwie różne drużyny zarówno pod kątem personalnym, jak i sportowym.
Atmosfera w szatni do tej sprzed roku jest porównywalna?
- Ciężkie pytanie... Teraz jest dobrze, bo z trzech ostatnich meczów dwa wygraliśmy i morale poszło w górę. Atmosfera jest dobra, ale może być jeszcze lepsza, jak przyjdą kolejne zwycięstwa.
W opiniach Stawowego i Gabora po każdym niepowodzeniu ciekła z was sportowa złość.
- Teraz jest identycznie. Nikt nie lubi przegrywać. My też nie.
Mecz z Arką Gdynia wbrew pozorom do najłatwiejszych należał nie będzie.
- Arka to spadkowicz i wiadomo, że od tych drużyn oczekuje się, iż w pierwszym sezonie po spadku od razu awansują do ekstraklasy. Życie pokazało, że to wszystko nie jest takie proste, jakby się mogło wydawać. My się cieszymy, że przyjeżdża do nas właśnie Arka, jesteśmy w gazie i możemy stworzyć fajne widowisko.
Przy Bukowej na razie nie idzie wam najlepiej.
- Pójdzie od soboty. Odczarujemy ten stadion.