Wyższe cele mnie nie interesują - rozmowa z Leszkiem Ojrzyńskim, trenerem Korony Kielce

Korona Kielce jest jedną z rewelacji startu sezonu T-Mobile Ekstraklasy. Mimo to że przy Ściegiennego mają wicelidera, wciąż twardo stąpają po ziemi. - Naszym celem jest utrzymanie - wskazuje Leszek Ojrzyński, trener złocisto-krwistych.

Marcin Ziach: Sezon nabiera rozpędu, a piękny sen Korony w dalszym ciągu trwa.

Leszek Ojrzyński: Trwa i z tego się trzeba cieszyć. Chcielibyśmy ten status utrzymać jak najdłużej, ale wiadomo, że wszystko ma swój początek i koniec. Póki co jesteśmy niepokonani i to się dla nas liczy.

Co sprawiło, że pana drużyna tak fenomenalnie rozpoczęła sezon? Dziewięć meczów bez porażki, to nie może być przypadek.

- Przede wszystkim udało nam się stworzyć kolektyw, który niezłe umiejętności piłkarskie podpiera na boisku ambicją i walką. Na razie ta recepta okazała się dla nas skuteczna, bo wygrywamy mecze, ale to dopiero dziewięć kolejek.

Przed sezonem Korona była skazywana na walkę o utrzymanie.

- I Korona o to utrzymanie ciągle walczy. Jak będziemy mieli na koncie czterdzieści punktów, to będziemy mogli powiedzieć, że udało nam się utrzymać. Na razie mamy ich dziewiętnaście i przed nami jeszcze daleka droga, bo nie przekroczyliśmy nawet połowy.

Póki co Koronie znacznie bliżej do mistrzowskiego tytułu niż degradacji.

- Z tego, że gramy skutecznie się dodatkowo cieszymy. Mam nadzieję, że nasza dobra dyspozycja przyciągnie na trybuny jeszcze więcej kibiców. Wcześniej się mówiło w Kielcach, że Korona to drużyna, która lubi przechodzić obok meczu. Moja Korona, to zespół waleczny i moi chłopcy w tym sezonie ani razu meczu nie odpuścili. Wiadomo, że czasami nie wszystko wychodzi tak, jakbyśmy sobie tego życzyli, ale i tak większość spotkań kończyliśmy z tarczą.

Kibiców na trybuny mogą ściągnąć tylko dobre wyniki i wysokie aspiracje drużyny.

- My te aspiracje mamy, bo do swojej pracy podchodzimy profesjonalnie i chcemy pracować na chwałę Korony. Myślę, że jak na razie zarząd i wszyscy z Kielcami związani mogą być zadowoleni z naszej pracy.

Walka o wyższe cele pana interesuje?

- Nie, bo przed sezonem usłyszałem od działaczy, że ten zespół ma w tym sezonie utrzymać się w lidze i tego się trzymam. W każdym meczu chcemy grać o punkty i zobaczymy, co nam to przyniesie. Nie interesuje mnie daleka przyszłość, bo mogę tego nie dożyć. Interesuje mnie najbliższy mecz, dlatego od tygodnia myślami jestem już w Poznaniu.

Kiedy nakreśli pan przed zespołem ambitniejsze plany, niż sama walka o utrzymanie?

- Pewniej będę się mógł poczuć, jak czterdzieści punktów będę miał już na koncie. Wtedy spokojnie spojrzę na terminarz i tabelę, zobaczę ile punktów jest do końca i zobaczymy, co w tej lidze uda nam się jeszcze ugrać. Na razie nie ma co gdybać, mamy dziewiętnaście punktów, ale to wciąż o dwadzieścia-jeden za mało.

Co zastał pan w Kielcach, kiedy latem przejmował pan Koronę?

- Zastałem zespół występujący w ekstraklasie. Ja w tej lidze jestem debiutantem i dlatego pewne rzeczy były dla mnie nowe. Warunki do pracy w Kielcach są naprawdę świetne. Panują tutaj wysokie standardy i możemy nie martwiąc się o nic budować formę na każdy kolejny mecz. To daje prestiż i drużynie, i trenerowi.

W letnim okienku transferowym ze Ściegiennego odeszło kilku kluczowych zawodników.

- W każdym okienku jest tak, że jakieś roszady następują. Wartościowych graczy straciliśmy nie tylko my, ale też Górnik, z którym ostatnio się potykaliśmy w lidze. Realia są takie, że kluby, które mają na celu utrzymać się w lidze nie robią głośnych transferów, bo nie mają na nie wielkich pieniędzy. Kiedy z klubem żegnają się najlepsi zawodnicy, to trzeba się liczyć z tym, że potrzebny jest czas, żeby to wszystko od nowa poukładać. Naszym działaczom często brakuje cierpliwości i wyrozumiałości, a to jest niezbędne minimum, wobec walki o ligowy byt.

Kontrkandydatów do walki o utrzymanie Korona bije dziś na głowę.

- Nie zgodziłbym się z tym. Ostatnio faktycznie pokonaliśmy Górnika i byliśmy zespołem lepszym, ale to był tylko jeden mecz. Na wiosnę pojedziemy do Zabrza i wynik może być zupełnie inny. Cieszymy się z każdego zdobytego punktu, bo każde oczko przybliża nas do naszego celu. Jesteśmy realistami i wiemy, że kiedyś nasza passa się skończy. Póki trwa, czerpiemy z niej ile tylko się da.

Patrząc na tabelę przychodzą wspomnienia z poprzedniego sezonu. Jesień dla Korony, wiosna dla rywali.

- Cały czas pracujemy nad tym, żeby drużyna przez cały sezon pokazywała dobrą i stabilną formę. Gdyby mnie pan dzisiaj zapytał jak będzie na wiosnę, odpowiedziałbym, że nie wiem. Przecież zimą Korona może stracić kolejnych zawodników i w rundzie wiosennej w Kielcach będzie grać zupełnie inna drużyna. Pewnych spraw przewidzieć się po prostu nie można i dlatego trzeba się skupiać na tym, co przed nami w najbliższym czasie.

W Poznaniu spotkają się dwie wyrównane obecnie drużyny.

- O tym, czy te zespoły prezentują wyrównany poziom zadecyduje boisko. Na pewno będziemy chcieli przy Bułgarskiej sprawić niespodziankę, bo to Lech będzie faworytem tego meczu. U siebie poznaniacy grają bardzo dobrą piłkę i nie da się ukryć, że mają w kadrze lepszych zawodników. W piłce jednak nie indywidualności decydują o wyniku, a szczęście czy dyspozycja dnia.

W tabeli wyżej jest Korona.

- Ale cały czas powtarzam, że za nami dopiero dziewięć meczów. Musimy się cieszyć z tego, że jesteśmy wyżej w tabeli od tak uznanych firm jak Lech, Wisła Kraków czy Legia, ale cały czas pracujemy z pokorą. Mój zespół nie pokazuje jeszcze pełni swojego potencjału. Brakuje nam zgrania i kilka innych niedociągnięć też by się znalazło. Fajnie, że mimo to udaje nam się zdobywać punkty.

Jaki wynik na półmetku sezonu pana zadowoli?

- Nie myślę o tym. Zadowoli mnie w pełni zwycięstwo w Poznaniu i tylko o tym meczu myślę.

Źródło artykułu: