Marcin Ziach: W twoim imieniu i nazwisku mieści się wszystko to, co Lech Poznań ma w sobie najlepszego.
Artiom Rudnev: Nie przesadzałbym. Lech ma bardzo dobrą drużynę i gdyby nie zagrania chłopaków, to wielu bramek z tych, które strzeliłem bym nie strzelił. Gramy dobrze w piłkę i dlatego wygrywamy mecze. Ja jestem rozliczany ze strzelania bramek i na tym się skupiam, ale wygrywamy całą drużyną. Taka jest moja filozofia.
Czujesz się już królem strzelców T-Mobile Ekstraklasy?
- Nie chciałbym o tym już teraz mówić. To nie ma znaczenia czy się czuję, czy nie czuję. Moim zadaniem jest zdobywać bramki dla drużyny i dla siebie. Po sezonie zobaczymy co one dadzą Lechowi i co dadzą mnie. Póki co do tego daleka droga.
Ile bramek w tym sezonie cię zadowoli?
- Nie chcę zapeszać ile strzelę. Często pytają mnie o to, czy strzelę 50 czy 60. Ja mówię wtedy, że to nie ważne. Liczy się to, żeby Lech zdobywał punkty i był mistrzem Polski. W tym sezonie mam czternaście bramek, ale mogłem mieć dwa razy więcej. Na boisku nie ma czasu na kalkulacje, a ja muszę cały czas nad sobą pracować.
Słyszałeś już anegdotę, że odkąd zmieniłeś pisownię nazwiska z łotewskiej na rosyjską strzelasz jak kałasznikow?
- Nie, jeszcze nie. Ale to dobre (śmiech). Mówiąc całkiem poważnie, to wierzę, żeby to miało na mnie jakiś wpływ. Jestem takim samym zawodnikiem, jakim byłem rok temu czy dwa. Dzięki ciężkiej pracy ciągle idę do przodu i to mnie cieszy, ale nazwisko to sprawa, której ze swoją formą sportową bym nie mieszał. Chciałem po prostu mieć taką jego pisownię, jak praktycznie moja rodzina. Nie ma w tym nic nadzwyczajnego.
Lech Poznań dzięki tobie znów jest w czubie tabeli i zaliczany jest do głównych kandydatów do mistrzostwa.
- Mnie mistrzostwo Polski nie interesuje. W każdym bądź razie, nie tylko mistrzostwo. Ja będę zadowolony, kiedy osiągnę z tą drużyną sukces w Europie. Wprowadzę Lecha do Ligi Mistrzów i na pewno nieźle tam namieszamy.
Uda ci się ten cel zrealizować? Podobno jesteś bliski transferu na zachód.
- To zwykłe plotki, nie wiem kto je rozpuszcza. Jestem w Poznaniu szczęśliwy, mam tutaj wszystko co potrzeba. Kibice są wspaniali, mamy nowoczesny stadion, a klub ma wysokie ambicje. Nic tylko wychodzić na boisko i grać w piłkę.
Nie czytasz informacji na swój temat?
- Nie czytam, ale siłą rzeczy dochodzi to do mnie. Nie wiem kto sieje te spekulacje, ale na pewno mi tym nie pomaga. Chcę się skupić na grze dla Lecha i walce o mistrzostwo, a ciągle ktoś dzwoni i pyta dlaczego odchodzę do tego a nie innego klubu. Zawsze wtedy pytam: heeeeee? I wtedy się zaczyna...
To tym razem ja zapytam. FC Porto dzwoniło?
- Do kogoś na pewno. Do mnie nie. Nic na ten temat nie wiem.
Ponoć jesteś dziś wart 16 mln euro.
- Nie odniosę się do tego, bo mnie to nie interesuje. W Lechu mi dobrze i nigdzie się stąd nie ruszam.
Liga portugalska, to mimo wszystko kierunek ciekawy.
- To bardzo ciekawy kierunek, a Porto to piękne miasto. Byłem tam kiedyś na wakacjach. Wszystkie swoje myśli koncentruję teraz na tym, żeby w Polsce pomóc Lechowi powalczyć o najwyższe cele.
Nie czujesz się trochę wypalony? W polskiej lidze osiągnąłeś już chyba wszystko, co mogłeś.
- Ta liga jest dla zawodnika takiego jak ja bardzo dobra. Cieszę się, że trafiłem właśnie do Polski, to był dobry ruch. Czuję się tu naprawdę dobrze i nie myślę wcale o odejściu. Zostaję w Lechu i chcę grać w tym klubie do końca kontraktu, a może i jeszcze dłużej.
Co skłania się ku stwierdzeniom, że właśnie Lech Poznań będzie w tym sezonie mistrzem?
- Po prostu to, że Lech będzie mistrzem.
W poprzednim sezonie też miał nim być, a skończyło się na piątym miejscu i braku gry w europejskich pucharach.
- Nie ma co roztrzęsywać tego, co było. To jest piłka nożna i tutaj nic nie da się do końca zaplanować. Czasami ty grasz dobrze, czasami lepiej gra przeciwnik. Można mieć plany, ale i tak wszystko wychodzi na boisku.
Co zatem przemawia za wami, że w tym sezonie się uda?
- Jesteśmy w dobrej formie. Szlifowaliśmy ją przed sezonem, w sparingach z silnymi rywalami. Świetnie czujemy się fizycznie, a i mentalnie jesteśmy bardzo silni.
Szatnia jest siłą Kolejorza?
- Bez dwóch zdań. W szatni wzajemnie się wspieramy, tworzymy zgraną pakę. Kiedy wychodzimy na boisko, to właśnie to procentuje. Po meczu znów razem się cieszymy, czy pocieszamy po porażce. Przegrywamy rzadko, więc częściej się cieszymy (śmiech).
Gracie o mistrzowski tytuł, ale jesteście wciąż też w grze o Puchar Polski.
- To bardzo cenne trofeum, które sobie szanujemy. Chcemy o ten puchar bardzo poważnie powalczyć. W poprzednim sezonie byliśmy od niego o krok, ale przegraliśmy finał z Legią. W tym sezonie jesteśmy podwójnie zmotywowani, żeby po ten puchar sięgnąć.
Ta finałowa porażka rozbudziła w was tak wielką rządzę zdobycia tego trofeum?
- A co pan myśli? Nic tak nie boli, jak porażka z odwiecznym rywalem w takim meczu. Prowadziliśmy przecież, ale Legia zdołała wyrównać i po dogrywce zadecydowały rzuty karne. Przegrała w nich drużyna w meczu lepsza, ale taka jest piłka.
Okazja do rewanżu na Legii przydarzy się już w ten weekend.
- I bardzo dobrze. Jesteśmy na fali, Legia też jest w dobrej formie. Zapowiada się bardzo dobry mecz. U siebie jesteśmy nie do pokonania i to my ten mecz wygramy, ale jak Legia chce się z nami mierzyć, to my podejmiemy wyzwanie.