Czarne Koszule wygrały drugi mecz z rzędu, ponownie losy spotkania rozstrzygając jedną bramką. Przed tygodniem w Chorzowie bohaterem został Pavel Sultes, a tym razem na listę strzelców wpisał się Edgar Cani.
- To był bez wątpienia ciężki mecz, ale najważniejsze jest zwycięstwo. Styl i wizualna ocena są tutaj mniej ważne - mówił po wygranej nad Ruchem trener Polonii, Jacek Zieliński. W podobnym tonie doświadczony szkoleniowiec wypowiadał się także po pokonaniu Kolejorza. - Wrażenia artystyczne były dziś po stronie Lecha, a punkty zostały po stronie Polonii - tłumaczył w trakcie pomeczowej konferencji prasowej były szkoleniowiec poznańskiego klubu.
Poloniści z Lechem zagrali z konsekwencją i zaangażowaniem, dobra gra pomocników pozwoliła na odcięcie od gry Semira Stilicia, a formacja defensywna na dobrą sprawę pomyliła się tylko raz, gdy po błędach Łukasza Trałki i Macieja Sadloka do dobrej sytuacji strzeleckiej doszedł Artiom Rudniew. - Rywale zagrali bardziej defensywnie i czekali na nasz błąd wiedząc, że będziemy chcieli grać o trzy punkty, a przejęcia piłki i wychodzenie z szybką akcją to jest to, co Polonia lubi - wyjaśniał po meczu rozczarowany końcowym wynikiem Grzegorz Wojtkowiak.
Słowa defensora Kolejorza potwierdza Trałka. - Nie mogliśmy się otworzyć, bo wiedzieliśmy, że Lech gra bardzo dobrze piłką. Chcieliśmy grać w defensywie bardzo blisko siebie i czekać na taką sytuację, którą stworzyliśmy sobie w ostatniej minucie - mówi kapitan Czarnych Koszul. Wtóruje mu Sadlok. - Chcieliśmy uniemożliwić Lechowi swobodnie rozgrywanie piłki na naszej połowie. Wiedzieliśmy, że to drużyna, która jest niezwykle groźna, kiedy pozwoli się jej rozwinąć skrzydła, więc staraliśmy się eliminować zagrożenie u podstaw - wyjaśnia defensor stołecznego klubu.
- Grając z Lechem trzeba bardzo dokładnie przygotować sobie plan gry, podjęcie z nim otwartej walki oznaczałoby samobójstwo. Może nie wyglądało to pięknie, ale liczy się efektywność - nie kryje Zieliński. - Naszym założeniem było to, żeby Lech kontrolował grę na swojej połowie boiska, natomiast my na własnej połowie graliśmy agresywnie i konsekwentnie. Zakładaliśmy też, że w końcówce przyspieszymy, zagramy agresywnie i poszukamy szansy na bramkę. Tak się stało, a pomogła temu gra w defensywie i drugiej linii - mówi trener Polonii.
Czarne Koszule przełamały tym samym serię pięciu kolejnych meczów bez zwycięstwa. Po derbowej wygranej nad Legią zespół z Konwiktorskiej poległ we Wrocławiu, remisował z Górnikiem, Koroną i Cracovią oraz w kiepskim stylu pożegnał się z Pucharem Polski. - Pokazaliśmy charakter, a przede wszystkim drużynę i to, że potrafimy grać do końca. Cieszymy się, że znów gdzieś tam dobiliśmy do tej czołówki - cieszy się Sadlok. - Pokazaliśmy, że skazywanie Polonii na bycie średniakiem było przedwczesne - dorzuca Zieliński.
Gigantyczny wkład w końcowe powodzenie piątkowej kampanii miała dyspozycja formacji defensywnej. Na początku sezonu to właśnie obrona była najmocniejszą stroną stołecznego klubu, później gubić zaczęli się jednak i zawodnicy, i sam Zieliński, nieustannie tasujący zestawieniem w tyłach. Pozytywny efekt przyniosła stabilizacja i powrót do gry po kontuzji Marcina Baszczyńskiego, kredyt zaufania spłacać zaczęli ponadto Dorde Cotra (najlepszy zawodnik Polonii w meczu z Lechem), Aleksandar Todorovski i Michał Gliwa. Dość powiedzieć, że w lidze Poloniści nie stracili bramki już od 270 minut!
- Staramy się dążyć do jakiegoś ideału, skoro ofensywa jest, jaka jest. Mamy w ataku fajnych chłopców, oni potrzebują jednak czasu, więc skupić usiłujemy się przede wszystkim na obronie - nie kryje Zieliński, zwracając uwagę że gdyby nie feralny mecz ze Śląskiem, jego zespół miałby najlepszą defensywę w całej lidze. - Zawsze uważałem, że to jest klucz do zwycięstwa i od tego zaczynałem budowę drużyny. Gdyby do naszego obecnego składu osobowego dołożyć jeszcze coś konkretnego z przodu, to ten zespół wyglądałby naprawdę dobrze - dodaje. Na razie dwutygodniową przerwą jego zespół zaczyna jako czwarta drużyna T-Mobile Ekstraklasy.