Runda jesienna była dla GKS Katowice okresem wzlotów i bolesnych upadków. Długo zespół ze stolicy Górnego Śląska okupował miejsce w strefie spadkowej i dopiero w samej końcówce podopieczni Rafała Góraka zostawili czerwoną strefę w tyle.
Duża w tym zasługa Adriana Napierały, który był nie tylko głównym motorem napędowym i dobrym duchem szatni GieKSy, ale też swoistym talizmanem katowickiej drużyny. Z 29-latkiem w składzie drużyna z Bukowej pięć meczów wygrała, jeden zremisowała i tylko raz przegrała - grając najlepsze w tej rundzie zawody z Zawiszą Bydgoszcz.
Napierale w regularnych występach przeszkadzały jednak rozliczne urazy. - Fajnie byłoby być takim talizmanem drużyny, ale tak nie jest. Na boisku biega nas jedenastu, a na boisko wchodzą też zawodnicy z ławki rezerwowych. Chcemy w Katowicach tworzyć drużynę, a nie jedenastkę indywidualności - wskazuje ulubieniec fanów GieKSy.
Na koniec sezonu GKS zagrał bezbarwny mecz z Olimpią Grudziądz, ale i tak trzy punkty trafiły na konto katowiczan. - Styl w ostatnim meczu się nie liczył. Nie chcieliśmy przede wszystkim zimować w strefie spadkowej. Zagraliśmy chyba najsłabszy mecz w tym sezonie, ale wcześniej grając ładnie i efektownie mecze remisowaliśmy. Najważniejszy jest cel, a ten osiągnęliśmy, bo zwycięstwo jest nasze - dodaje Napierała.
Ledwo rozbrzmiał ostatni gwizdek rundy jesiennej przy Bukowej, a już gracze GieKSy myślą o tym, co czeka ich na wiosnę. - Musimy ruszyć do nowej rundy z przytupem, bo jak znów przydarzy nam się przestój, to potem będzie ciężko. Praca czeka nas wybitnie ciężka, ale zawsze potem przychodzą efekty, więc jesteśmy na to gotowi - zapowiada obrońca śląskiej drużyny.