Tylko sędzia Borski widział... rzeźnię

Dziesięć żółtych kartek, jednak czerwona i dwa rzuty karne. To bilans meczu Ruchu z Koroną, który nie był pojedynkiem brutalnym. Dobrego dnia nie miał jednak prowadzący ten pojedynek Marcin Borski.

Mecz Ruchu z Koroną nie należał do spotkań przesadnie ostrych, a jednak w pojedynku słabo prowadzący zawody Marcin Borski dziesięć razy wyciągał żółtą kartkę, raz czerwoną i podyktował dwa rzuty karne.

W efekcie w następnej kolejce ligowej w Ruchu zabraknie Marka Zieńczuka i Marka Szyndrowskiego, a w Koronie Tomasza Lisowskiego, Tadasa Kijanskasa oraz Kamila Kuzery.

Duża liczba napomnieć dziwić może tym bardziej, że w pierwszej połowie arbiter często nie pokazywał kartek w wydawałoby się ewidentnych sytuacjach, a po raz pierwszy do kieszonki sięgnął dopiero w 41. minucie. Po przerwie sędzia karał już piłkarzy niemal po każdym ostrzejszym wejściu w rywala. Jednak Marcinowi Borskiemu brakowało konsekwencji, bo już po ponad godzinie z boiska usunięty powinien zostać Hernani (mając kartkę na koncie stoper kielczan sfaulował uciekającego mu Arkadiusza Piecha). Natomiast z boiska sędzia wyrzucił Lisowskiego, gdy ten przypadkowo łokciem trafił w filigranowego napastnika Ruchu.

Po meczu trener Korony Leszek Ojrzyński ocenił pracę arbitra. - Karny dla nas był ewidentny. Co do jedenastki dla Ruchu to nie widziałem dobrze tej sytuacji. Dwie drużyny grały po męsku, ale kartek było na pewno zbyt wiele. Nie mnie oceniać arbitra, ale uważam, że w całej rundzie wiele kartek dostaliśmy niesłusznie. Przeciwnicy często nabierają sędziów. Są kamery, można na spokojnie wszystko przeanalizować - powiedział szkoleniowiec Złocisto-krwistych.

Dużą liczbą napomnień wytłumaczyć się starał trener Ruchu Waldemar Fornalik. - Nie w każdej sytuacji sędzia musiał wyciągać kartkę. Ławka Korony często wymuszała na arbitrze decyzje, a sędzia ulegał tym sugestiom. Mecz był twardy, ale nie tak ostry jak wskazywałaby liczba kartek - przekonywał szkoleniowiec zespołu z Cichej.

Komentarze (0)