Dobry ruch - rozmowa z Łukaszem Burligą, zawodnikiem Ruchu Chorzów

23-letni Łukasz Burliga przed rozpoczęciem sezonu został wypożyczony z Wisły Kraków do Ruchu Chorzów. - Przejście do Ruchu było dobrą decyzją. Ograłem się i z optymizmem patrzę w przyszłość - mówi pochodzący z Jachówki Burliga. Ruch zajmuje w tabeli 4. miejsce czyli o dwa oczka wyżej niż krakowska Wisła. W czerwcu Burliga będzie musiał wrócić do Krakowa, tylko co się stanie, jeżeli Ruch kosztem Wisły wywalczy awans do europejskich pucharów? - Takie jest życie piłkarza i będę musiał to przyjąć. Mam nadzieję, że zarówno Ruch jak i Wisła zajmą miejsca premiowane startem w europejskich pucharach i nie będzie takiego problemu - dodaje zawodnik rodem z powiatu suskiego.

Maciej Krzyśków: Postawa Ruchu Chorzów i czwarte miejsce w tabeli, przed Wisłą Kraków czy Lechem Poznań, jest z pewnością jedną z niespodzianek obecnego sezonu ekstraklasy.

Łukasz Burliga: Wiadomo, że jest to dla nas duży sukces. Dla mnie też jest to osobisty sukces, bo w Wiśle dostawałem mało szans gry, a w Ruchu otrzymałem ich trochę więcej. To, że jesteśmy na czwartym miejscu nie jest przypadkiem. Przed sezonem graliśmy bardzo dobrze w sparingach. Zaczęliśmy bardzo dobrze sezon, mamy bardzo dobrego trenera, super atmosferę w szatni i bardzo dużo Polaków w składzie. Kilka czynników poskładało się na to, że zajmujemy miejsce tuż za podium. Będziemy walczyć na wiosnę, żeby zagrać w europejskich pucharach.

Dobre wyniki to jednocześnie przekleństwo dla Ruchu, bo co lepsi zawodnicy odchodzą, jeżeli patrzeć tylko na stronę sportową. Ostatnio byli to Artur Sobiech i Maciej Sadlok, teraz największe zainteresowanie transferowe wzbudzają Arkadiusz Piech i Maciej Jankowski.

- Gdy ktoś się wybija w Ruchu, ciągnie tą grę, to jest zauważany przez bogatsze kluby. Dużo goli zdobywał Sobiech, teraz z kolei na listę strzelców wpisują się Piech i Jankowski. Nie może nikogo dziwić, że interesują się nimi inne kluby. Mam nadzieję, że zostaną w Chorzowie przynajmniej do końca sezonu i pomogą Ruchowi walczyć o jak najwyższe miejsce na koniec sezonu.

Duet Piech-Jankowski zagrał w meczu reprezentacji Polski z Bośnią i Hercegowiną. Ten pierwszy zmarnował dwie świetne okazje do zdobycia gola, ten drugi jedną. Były jakieś docinki telefoniczne czy czekacie na pierwszy trening by ich przywitać słowami - witajcie kadrowicze?

- Nie, nie było żadnych docinek (śmiech). Śmialiśmy się, gdy dostali powołanie, że nie będę już musieli nosić sprzętu na treningach. Wiadomo, że na początku im pogratulujemy, ale potem może się pośmiejemy, że mogli i powinni już strzelać gole dla reprezentacji Polski.

Liderem tabeli jest Śląsk Wrocław, którego trenerem jest Orest Lenczyk. Ruch z Waldemarem Fornalikiem, uczniem Lenczyka, zajmuje czwarte miejsce. Na czym polega fenomen szkoleniowca Niebieskich?

- Trener Fornalik jest bardzo opanowaną osobą. Zawodników traktuje indywidualnie, do każdego potrafi podejść i porozmawiać. Nie wyciąga zbyt pochopnych wniosków i zawsze wszystko analizuje dwa razy. Zarówno Śląsk jak i Ruch są bardzo dobrze przygotowani fizycznie. Trener Lenczyk jak i trener Fornalik korzystali z porad świętej pamięci doktora Wielkoszyńskiego, który miał bardzo duże zasługi w fizjologii i przygotowaniu fizycznym.

Na tym bazujemy - często przebywamy na siłowni, pracujemy ze sztangami. Mniej jest może zajęć z piłkami, ale fizycznie czujemy się świetnie.

W Poznaniu kibice otwarcie domagają się dymisji Jose Bakero, w Lechii Gdańsk trener Kafarski musiał znosić widok ogromnego płótna, na którym kibice wyrażali swoją niechęć wobec niego. Tymczasem w Chorzowie kibice uwielbiają trenera Fornalika, mają swoje płótno z napisem: Waldek King.

- To jest bardzo fajne, ale trener Fornalik na to po prostu zasłużył. Najdłużej pracuje w klubie w ekstraklasie spośród wszystkich trenerów. Wiadomo, że Ruch nie jest takim potentatem jak Wisła czy Lech jeżeli chodzi o finanse, ale trener Fornalik potrafi wyciągnąć z zawodników tyle, ile się da. Kibice to doceniają, piłkarze również.

Nie ma obawy, że upomni się o niego ścisła czołówka ligi i odejdzie z Ruchu? Może to czas by samodzielnie poprowadził topowy klub, bo np. w Wiśle był owszem, ale jako asystent Lenczyka.

- Mam nadzieję, że mimo wszystko zostanie w Chorzowie i będzie osiągał sukcesy z Ruchem. Są przymiarki, że do Ruchu przyjdzie nowy sponsor i wtedy trener Fornalik nie miałby potrzeby zmieniać otoczenia, bo Ruch mógłby z roku na rok mierzyć coraz wyżej. Jeżeli tak się nie stanie, to już jest pytanie do trenera, czy nie chciałby zmienić klubu. Chciałbym pracować z trenerem Fornalikiem jak najdłużej

Wracając do Łukasza Burligi - zostałeś wypożyczony z Wisły do teoretycznie słabszego klubu, a tu proszę - jesteście wyżej w tabeli od drużyny z Krakowa. To był dobry ruch?

- Myślę, że tak. Przyszedłem do Ruchu w ostatniej chwili i na początku nie grałem w pierwszej drużynie. Czekałem na swoją szansę i wreszcie ją otrzymałem. Wystąpiłem wraz z meczami pucharowymi w ośmiu spotkaniach w pełnym wymiarze czasowym. Wcześniej nie miałem takiej przygody na poziomie ekstraklasowym, najwyżej udało mi się zagrać dwa mecze w rundzie. Przejście do Ruchu było krokiem do przodu, ograłem się i patrzę z optymizmem w przyszłość w nadziei, że będę grał coraz więcej i coraz lepiej.

Wspominałeś, że atutem Ruchu jest to, że grają w nim sami Polacy. W Wiśle te proporcje zostały zachwiane. Trenowałeś za trenera Maaskanta i patrząc na treningi to Chavez czy Diaz byli lepsi o wiele od Polaków i mogliście czuć się słabsi?

- Trudno było się przebić do składu Wisły. Trener Maaskant przychodząc do Wisły miał jasno postawiony cel - zdobyć mistrzostwo Polski. Bał się postawić na polskich zawodników, na młodych zawodników. Chavez gra w kadrze Hondurasu, Diaz w Kostaryce i siłą rzeczy bardziej im ufał, bardziej na nich stawiał. Nie mówię tylko o sobie, ale tez o wielu innych Polakach. Na treningach nie prezentowaliśmy się od nich gorzej, ale trener postawił na nich i ciężko było coś zrobić. Stwierdziłem, że jeżeli dalej mam siedzieć na ławce i nie dostawać żadnych szans, to zaryzykuję wypożyczenie. Cieszę się, że tak to wyszło.

Gdybyś zacisnął zęby to może tak jak Mateusz Czekaj czy Daniel Brud ostatecznie otrzymałbyś szansę gry w Wiśle?

- Może i tak by się stało, ale oni tez pograli 1-2 mecze i tyle. Zależało mi na regularnych występach, bo wiadomo, że kiedy zawodnik gra, to czuje się pewniej. Uważam, że pojedyncze występy niewiele wnoszą.

Plusem za trenera Maaskanta było to, że mogłeś podszlifować język obcy

- (śmiech) Język angielski był wówczas obowiązujący w szatni. Obcokrajowcy mieli tygodniowo jedną czy dwie lekcje polskiego, ale głównie mieliśmy rozmawiać po angielsku. Na pewno trochę się podciągnąłem w tym języku.

W 2008 roku zdobyłeś 12 goli dla Wisły w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy i wydawało się, że będziesz nie tylko w szerokiej kadrze, ale zaczniesz też pukać do pierwszej drużyny. Co się stało, że nie wyszło?

- Przyszedłem z ME i trafiłem do kadry pierwszego zespołu. Trenerem był wtedy Maciej Skorża. Wisła grała wtedy bardzo dobrze, w kadrze panowała duża rywalizacja i samo to, że się w niej znalazłem, już mi wiele dało. Nie ma co ukrywać, że miałem wtedy 20 lat i jest duży przeskok z ME do prawdziwej ekstraklasy. Wiadomo, że nie dostałem wtedy zbyt wiele szans, ale wiem, jaką kadrą dysponowała wówczas Wisła i nie mogę mieć do nikogo pretensji.

Kiedy zdobywałeś te gole w ME grałeś na skrzydle pomocy. W Ruchu występujesz na prawej obronie. Kim jest Łukasz Burliga - obrońcą, pomocnikiem, napastnikiem?

- Najczęściej gram w defensywie, więc można mnie uważać za obrońcę (śmiech). Grałem na pomocy, sporadycznie w ataku. Zanim rozpocząłem treningi w 2000 roku w Wiśle pod okiem dr Stanisława Chemicza, który był założycielem szkółki Wisły, wystąpiłem w sparingu ze Skawinką Skawina. Wygraliśmy 9:2, a ja zdobyłem dwa gole. Odkąd trafiłem do pierwszego zespołu Wisły, to większość trenerów wystawia mnie na prawej obronie. Rozpoczął to trener Skorża i tak zostało do dziś.

Najprzyjemniejszy moment w rundzie jesiennej to wygrany mecz w Pucharze Polski z Cracovią 2:1, w którym wpisałeś się na listę strzelców. Było to zaledwie kilka dni po przegranych przez Wisłę derbów Krakowa.

- Radość była ogromna. Razem z Zieniem (Marek Zieńczuk - przyp. red) już następnego dnia po przegranej Wisły stwierdziliśmy, że musimy pomścić kolegów i pokonać Cracovię. Byliśmy bardzo umotywowani i tym fajniej wyszło, że ja zdobyłem pierwszego gola a zwycięstwo 2:1 w 120. minucie przypieczętował Marek.

Nie było sygnału z Krakowa po tym, jak Kazimierz Moskal został trenerem Wisły, żeby wrócić już teraz pod Wawel i pokazać swoje umiejętności?

- Nie było żadnego sygnału, a sam nie wiem, czy byłoby to takie proste. Jestem wypożyczony do Ruchu do czerwca i nawet, gdyby Wisła chciała skrócić wypożyczenie, to czy kluby by się porozumiały. Na pewno do czerwca jestem w Chorzowie i będę robił wszystko, żeby Ruch był na jak najwyższej pozycji w tabeli.

Okres wypożyczenia do Ruchu kończy się w czerwcu 2012. Co jeżeli to Ruch kosztem Wisły awansuje do europejskich pucharów, a Ty będziesz musiał wtedy wrócić na Reymonta?

- Takie jest życie piłkarza. Jestem na chwilę obecną w Ruchu i gram dla tego zespołu. W drużynie panuje bardzo fajna atmosfera i nie będę mógł na to nic poradzić, jeżeli Ruch kosztem Wisły awansuje do pucharów. Będę musiał to wtedy przyjąć, ale mam nadzieję, że zarówno Ruch jak i Wisła zagrają w pucharach i nie będzie takiego problemu.

Komentarze (0)