Przegląd Sportowy: Genkow przywrócił nadzieję
Wisła pojedzie do Liege bez zaliczki. Biorąc jednak pod uwagę to, jak źle układał się Białej Gwieździe ten mecz, rezultat 1:1 można uznać za szczęśliwy powrót z dalekiej podróży. Kwestia awansu rozstrzygnie się już za 6 dni i mistrzowie Polski - mimo wszystko - nie stoją na straconej pozycji. Można było zwątpić w szansę wiślaków, bo od 28. minuty przegrywali 0:1 i mieli o jednego zawodnika mniej. W tak trudnych okolicznościach gospodarze pokazali prawdziwy charakter. Nie poddali się, z uporem dążyli do wyrównania i cel osiągnęli dwie minuty przed końcem.
Gazeta Krakowska: Emocje do ostatniej sekundy
Emocje do ostatniej sekundy, to hasło którym Wisła promuje sprzedaż karnetów, w czwartek znów było aktualne przy ul. Reymonta. Krakowanie, walcząc jak lwy przez większość meczu w dziesiątkę, wydarli remis z gardła Standardowi Liege, strzelając bramkę na dwie minuty przed końcem meczu. Meczu, który pełen był emocji, zwrotów akcji i w którym nie brakowało nerwowych momentów również na trybunach. Jeśli ktoś miał obawy o stan boiska na stadionie Wisły, to po wejściu na trybuny mógł się poczuć w pełni uspokojony. Cała noc i cały dzień pracy przyniósł znakomity jak na tą porę roku stan murawy. Organizatorom należą się zatem brawa.
Rzeczpospolita: Po remisie Wisła dalej pełna nadziei
Trzy dni temu Czekaj skończył 20 lat. Jesienią kibice Wisły domagali się, by Robert Maaskant dał mu szansę gry zamiast Kewa Jaliensa. Czekaj ma 195 cm wzrostu, po kolei przechodził wszystkie szczeble reprezentacji juniorskich. Ta zima miała być dla niego pierwszym krokiem w dorosły futbol, chciał dorównać Marcinowi Kamińskiemu z Lecha, który choć równie młody, dostał już powołanie od Franciszka Smudy na mecz z Portugalią. Rozpoczął mecz ze Standardem w pierwszym składzie. Wisła dopiero po przerwie uwierzyła, że nie wszystko stracone. Może gdyby Kazimierz Moskal dużo szybciej zdecydował się wprowadzić na boisko Ivicę Ilieva za Patryka Małeckiego, udałoby się wygrać. Małecki wciąż rozmawia z Wisłą o nowym kontrakcie, wygląda, jakby zimą mało myślał o piłce, a więcej o swojej przyszłości. Schodząc z boiska, nie podał ręki trenerowi, kopnął bidon i poszedł do szatni. Wyrównujący gol padł po rzucie wolnym dwie minuty przed końcem. Dośrodkował Maor Melikson, Cwetan Genkow wepchnął piłkę do siatki brzuchem, a Wisła poczuła, jak wielką krzywdę zrobiła sama sobie w pierwszej połowie. Wynik 1:1 na własnym boisku jest zły, ale Wisła pokazała, grając w osłabieniu, że nie można skreślić jej w rewanżu za tydzień.
Fakt: Wisła uratowała remis w meczu ze Standardem
Mecz zaczął się po myśli krakowian. Nim minęło 20 minut, mogli zdobyć dwie bramki, a dokładnie mógł to zrobić Łukasz Garguła. Potem jednak doszło do katastrofy. Gervasio Nunez tuż przed własną bramkę podał piłkę do przeciwnika. Sytuację próbował ratować Michał Czekaj, lecz skończyło się to w najgorszy możliwy sposób. Sędzia podyktował rzut karny i wyrzucił młodego obrońcę z boiska. Goście wykorzystali rzut karny i zadowoleni z prowadzenia zaczęli bronić wyniku. Kazimierz Moskal próbował zmienić coś w grze swojej drużyny. Kilkanaście minut po przerwie zdjął z boiska bezproduktywnego Patryka Małeckiego (24 l.). Ten nie wytrzymał ciśnienia, kipiąc ze złości, zszedł prosto do szatni. Na trenera nawet nie spojrzał. Większym profesjonalista okazał się Genkow. W końcówce spotkania Bułgar wepchnął piłkę do siatki po wrzutce z rzutu wolnego Maora Meliksona i doprowadził do remisu. Rewanż za tydzień w Belgii.