Mistrzowie Polski nie składają broni

Strata punktów w meczu 21. kolejki T-Mobile Ekstraklasy z Lechem Poznań (0:0) oznacza dla Wisły Kraków, że na 9 spotkań przed zakończeniem rozgrywek do liderującej Legii Warszawa traci już 10 "oczek".

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Z obroną tytułu mistrzowie Polski mogą się więc już pożegnać, ale wciąż mają szansę na uratowanie sezonu awansem do eliminacji Ligi Europejskiej. Wiślacy mają na to dwa sposoby: odrobić pięciopunktową stratę do 3. miejsca albo wygrać Puchar Polski, w ćwierćfinale którego zmierzą się z Lechem Poznań, który jest w identycznej sytuacji, co Biała Gwiazda.

- Wynik, który padł w piątkowym spotkaniu nie satysfakcjonuje nas. Spotkanie w ramach Pucharu Polski chcemy wygrać. Puchary europejskie są dla nas równie ważne, jak liga, lecz ja zawsze będę powtarzał, że walczymy o mistrzostwo Polski - przekonuje jednak kapitan Wisły Cezary Wilk. - Jesteśmy w takiej sytuacji, że nie możemy się załamywać i zamartwiać. Zawiedliśmy przede wszystkim naszą publiczność, która liczyła na zwycięstwo, co w pełni rozumiemy. Musimy jednak podnieść głowę do góry i dalej walczyć w kolejnych meczach. Przed nami punkty do zdobycia oraz cele do zrealizowania, na czym teraz musimy się skupić - dodaje Wilk.

- Zdajemy sobie sprawę z tego, że europejskie puchary z każdym meczem oddalają się. Zapewniam, że Puchar Polski jest dla nas równie istotny. Być może triumf w nim pozwoli nam na grę na arenie międzynarodowej. Musimy zadbać o to, aby nie stracić punktów w kolejnych meczach, szczególnie tych na własnym terenie - mówi Dragan Paljić, którego trener Michał Probierz przywrócił do drugiej linii. Serb przychodził do Wisły bowiem jako skrzydłowy, ale w związku z posuchą na lewej stronie defensywy Robert Maaskant przekwalifikował go do roli lewego obrońcy. - Było to dla mnie niespodzianką, ale czułem się dobrze. Nie zapomniałem jak się gra w pomocy, ponieważ występowałem w drugiej linii wiele lat - mówi Paljić.

Wisła nie wygrała w lidze przed własną publicznością od trzech kolejek, co w erze Bogusława Cupiała jeszcze się nie zdarzyło. W piątek nie pomogło jej nawet to, że Lech przez pół godziny grał w osłabieniu po czerwonej kartce dla Mateusza Możdżenia. - Od pewnego momentu mieliśmy ułatwione zadanie grając w przewadze. Było więcej miejsca na boisku, tworzyliśmy sobie więcej okazji, ale nie zdobyliśmy bramki. W pierwszej połowi musieliśmy więcej walczyć. Za to w drugiej połowie nasza gra wyglądała lepiej, stwarzaliśmy sobie sytuacje, ale niestety niewiele z nich wynikało. Mamy aż pięć porażek w meczach u siebie, nie wiem ile remisów, ale przed własną publicznością powinniśmy zwyciężać. Nie wiem, co jest nie tak. Tutaj gramy u siebie, przed naszymi kibicami, musimy to wykorzystywać i zacząć końcu odnosić zwycięstwa - apeluje Marko Jovanović.

Za nieskuteczność bił się w piersi Wilk: - Muszę szczerze przyznać, że strzały w moim wykonaniu wyglądały fatalnie, jak w A klasie, a nie na boiskach ekstraklasy. W tej kwestii czeka mnie sporo pracy. Wszyscy musimy poprawić przede wszystkim skuteczność, która ostatnio szwankuje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×