Janas zobaczył, czy nie jestem gruby jak Shrek i nie mam przetrąconych kolan - rozmowa z Grzegorzem Szamotulskim

Grzegorz Szamotulski to niewątpliwie barwna postać w polskim futbolem. Niezwykle kontrowersyjny, wybuchowy i konfliktowy bramkarz jest o krok od powrotu do naszej ekstraklasy. Obecnie trenuje z drużyną PGE GKS Bełchatów. - Przyjechałem tu potrenować, bo chcieli mnie zobaczyć - czy nie jestem gruby jak Shrek i nie mam przetrąconych kolan - mówi w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.

Piotr Tomasik: Obecnie ćwiczy pan z drużyną PGE GKS Bełchatów. Zostanie pan piłkarzem tej drużyny?

Grzegorz Szamotulski: Nie wiem. Na razie prowadzimy tylko rozmowy. Zobaczymy, jak to się potoczy.

Niedawno był pan blisko Nottingham Forest. To wciąż aktualny temat? Ponoć pojawiły się pewne rozbieżności finansowe.

- Jak jechałem na rozmowy, to zapowiadano zupełnie coś innego, niż usłyszałem na miejscu. Okazało się po prostu, że proponowane mi sumy są trzykrotnie niższe! Stwierdziłem, iż nie ma sensu granie w tym klubie za takie pieniądze.

Anglicy oferują tak mało czy Grzegorz Szamotulski ceni się tak bardzo?

- Zawsze się odpowiednio ceniłem. Ale to, co proponuje Nottingham, aż szkoda powtarzać.

Czyli ten temat jest już nieaktualny? Słyszałem jednak, że z tej oferty wciąż może pan skorzystać.

- Do końca tego nie wiem. Musiałbym porozmawiać ze swoim menedżerem, który dopiero co wrócił do kraju.

Chciałby pan trafić do Bełchatowa?

- Na razie trenuje z tym zespołem i prowadzę wstępne rozmowy. Wszystko jest więc sprawą otwartą.

O drużynie GKS mówi się, że ma największe w lidze problemy z bramkarzami.

- No wie pan... Też tak słyszałem.

Wobec tego, Grzegorz Szamotulski przybywa na ratunek dobremu znajomemu, trenerowi Pawłowi Janasowi?

- Cóż, na ratunek to przybywa koło ratunkowe (śmiech). We wtorek pojawiłem się w klubie, w środę pojechałem na trening. Zobaczymy, jak to będzie dalej.

Chciałby pan wrócić do kraju? Chyba wreszcie przydałaby się panu jakaś stabilizacja. W Dundee Utd. był pan przez pół roku, w Preston jeszcze krócej.

- Tak, ale w Szkocji wiedziałem, że spędzę tyle czasu. Umówiłem z włodarzami klubu, iż będę grał tam sześć miesięcy i tak też było. Jeśli chodzi o Preston, to spodziewałem się zupełnie czegoś innego. Niestety, miałem trochę pecha, przytrafił mi się uraz, który musiałem wyleczyć. No i stało się, jak się stało. Teraz muszę szukać klubu.

Jak pan ocenia swój ostatni rok zagranicą? W Dundee Utd. było bardzo dobrze, w Preston już nie najlepiej, ale na Wyspach chyba jest pan w miarę cenionym bramkarzem.

- Gdyby mnie cenili, znalazłbym robotę. Więc chyba tak nie do końca jest... Na pewno mój czas w Szkocji był niezwykle udany, ale to już historia. Nie można ciągle do niej wracać i się podniecać. Jestem teraz w zupełnie innym położeniu. Trzeba patrzeć, kim jest się obecnie, a nie jakiś czas temu. Dundee wspominam bardzo miło, ale było, minęło.

Nie przeraża pana sytuacja w polskiej piłce? Korupcja, degradacje, przekładanie ligi, po prostu wielkie zamieszanie.

- Cóż, wiadomo, jest tam troszeczkę bałaganu. Ale ja też mam swoje problemy, muszę robotę znaleźć. Na razie kłopotami PZPN nie zawracam sobie głowy.

Ma pan jakieś propozycje, poza Bełchatowem?

- Są jakieś przymiarki transferowe, ale o to należy pytać mojego menedżera. Ja wszystkiego nie wiem, też czekam na przebieg wydarzeń. Ostatnio, w tym i minionym roku, nauczyłem się cierpliwości.

Chciałby pan już wrócić do Polski czy jeszcze wolałby pobawić się zagranicą?

- Nie wszystko ode mnie zależy. Jak będą mnie chcieli w kraju, będę tu grał. Ale jak się zgłosi jakiś silny zagraniczny klub, to będzie trzeba schować swoje ambicje i dumę do kieszeni. Obecnie jestem w takiej sytuacji, że nie mam pracy.

Ale chce pana Bełchatów. To chyba nie jest zły pomysł?

- GKS to solidny klub, dobry zespół z porządnymi trenerami. Przyjechałem tu potrenować, bo chcieli mnie zobaczyć - czy nie jestem gruby jak szereg i nie mam przetrąconych kolan. Paweł Janas jest zadowolony z mojej formy, nie wiedział, jak będę wyglądał po kontuzji, ale na razie jest OK.

Komentarze (0)