Artur Długosz: Zagrałeś w Młodej Ekstraklasie przeciwko Lechowi Poznań. W końcówce strzelałeś z rzutu wolnego i bramkarz Kolejorza w ostatniej chwili zdążył ze skuteczną interwencją. Widziałeś już piłkę w bramce?
Mateusz Cetnarski: - Czy widziałem? (Śmiech). Na pewno chciałem strzelić bramkę. Bramkarz dobrze jednak interweniował. Ważne jest to, że wygraliśmy, bo to podbudowuje młodych zawodników.
Po tym, jak nie grałeś ostatnio w lidze, dobrze było chyba zagrać chociaż w Młodej Ekstraklasie...
- Każdy mecz jest dobry. Każde wybiegane 45 czy 90 minut, nie grając w pierwszym składzie, coś na pewno daje - przede wszystkim wytrenowanie. Zdobywa się też pewność siebie. Każdy mecz jest dobry.
Byłeś z drużyną z niedzielę w Poznaniu. Jaka była atmosfera w szatni po porażce z Lechem?
- Na pewno nie była zbyt ciekawa, bo tak naprawdę Lech nie stworzył sobie jakiejś dogodnej sytuacji, tylko strzelił dwie, ja uważam, że przypadkowe bramki. To boli, bo stworzyliśmy sobie fajne sytuacje. Jedną z nich miał Waldemar Sobota, Dalibor Stevanović drugą. Była ona chyba taka decydująca, bo miała miejsce w 93. minucie. Z tego poszła ta akcja, która zakończyła się rzutem karnym. Cóż, na pewno każda porażka to jest cios, ale najważniejsze, jak się z tego podniesiemy.
Ostatnio strzelaliście po trzy bramki. W Poznaniu po pierwszej połowie też mogło być 3:0 dla was. Kilka dobrych sytuacji było.
- Przyzwyczailiśmy się do tego, że ostatnio strzelaliśmy dużo bramek. Niestety teraz się nie udało. Gdybyśmy zdobyli gola do przerwy, to uważam, że ten mecz tak by się ułożył, że moglibyśmy spokojnie wywieźć z Poznania trzy bramki i trzy punkty.
Pocieszaliście Piotrka Celebana? Był mocno załamany po tym meczu?
- Nie, to był absolutnie przypadkowy rzut karny. Połowa arbitrów by go odgwizdała, połowa nie. Nie ma co go pocieszać. On zdaje sobie z tego sprawę, że to było całkowicie przypadkowo. Jakby to wybronił i by nie było rzutu karnego, to byłby bohaterem.
Powinna być czerwona kartka w tej sytuacji?
- Jakiego sędziego czy eksperta nie spytamy, to jak się już broni ręką w bramce, to jest czerwona kartka.
Zaczynałeś rundę w podstawowym składzie, a teraz masz problemy, żeby wejść z ławki rezerwowych...
- To jest decyzja trenera. Ja nie mam się co wypowiadać na ten temat. Straciłem miejsce w wyjściowym składzie po Legii Warszawa i to wszystko.
To było chyba takie kluczowe spotkanie dla niektórych zawodników?
- Na pewno to był największy cios w tej rundzie. Graliśmy z Legią Warszawa i zamiast od nich odskoczyć, narobiliśmy sobie troszeczkę kłopotów, ale jakoś to poukładaliśmy i w tych dwóch niedawnych spotkaniach pokazaliśmy, że potrafimy grać w piłkę taką, jaką graliśmy jesienią. Miejmy nadzieję, że do końca rundy nie będziemy już mieli takiego pecha, jak z Lechem.
W Poznaniu wiele osób na trybunach mówiło, że presja znowu zjadła Śląsk...
- Wiele razy byliśmy pod presją. W pierwszej i drugiej rundzie. Na mecz z Dundee United też jechaliśmy pod wielką presją, a awansowaliśmy do następnej rundy. Ja czekam siedem kolejek do końca i wtedy ci, co mądrzą się w gazetach, będą mogli powiedzieć, że Śląsk zjadła presja, a miejmy nadzieję, że my będziemy się mądrzyć z tych wszystkich, którzy teraz skreślają Śląsk. Może wtedy to my powiemy, że to Śląsk miał największy charakter w tej lidze.
Przed wami spotkanie z Polonią Warszawa.
- W tabeli robi się coraz bardziej gorąco. Widać, że walka będzie do ostatniej kolejki.
Ścisk zrobił się w tabeli.
- Ścisk jest na dole i u góry w tabeli. W sumie to już któryś z kolei taki sezon, że nie ma dwóch, trzech faworytów takich, którzy gdzieś odskakują od tej czołówki i zostawiają wszystkich z tyłu. Teraz nawet sześć drużyn ma szansę na grę w europejskich pucharach.