Przez godzinę gry przy Bukowej mecz GKS-u Katowice z Dolcanem Ząbki nie był porywającym widowiskiem. Śląska drużyna prezentując futbol skuteczniejszy prowadziła 2:1 (1:0), kolejną bramkę dokładając na kwadrans przed końcowym gwizdkiem.
Dodatkowego smaczku rywalizacji obu drużyn dodała zawieja śnieżna, która w kilka minut pokryła śnieżną pierzynką murawę katowickiego stadionu. Białe futbolówki z czarnymi znaczkami przenikające po świeżym śniegu momentami z trybun były niewidoczne. Podobnie sytuacja wyglądała na murawie, a grę piłkarzom skutecznie utrudniał silny wiatr.
Po końcowym gwizdku sędziego tematem nr 1., obok premierowego w rundzie wiosennej zwycięstwa GieKSy, było to, czy Dolcan skusi się wnioskować do PZPN o... walkowera w tym spotkaniu. Gospodarze nie byli bowiem przygotowani na nagłą zmianę aury i nie mieli w gotowości pomarańczowych futbolówek, którymi zazwyczaj zawody na śniegu są rozgrywane.
- Wymiana piłek, to była ostatnia rzecz, o której w trakcie spotkania myślałem. Ale może macie panowie rację? Złożymy protest, że białych piłek nie było widać i dlatego ten mecz przegraliśmy 3:1 - mówił pół żartem, pół serio trener Dolcanu, Robert Podoliński.
Sarkazm płynący z ust szkoleniowca rywali momentalnie przechwycił Rafał Górak. - No tak... Jeśli będą się starali o walkowera, to kapa-beton. Leżymy! - ripostował ze śmiechem.
- O kolorze piłek w ferworze walki na boisku się nie myśli. Wydaje mi się, że to, że mecz rozgrywaliśmy takimi, a nie innymi futbolówkami nie miało podstawowego wpływu na wynik. Po prostu byliśmy w tym meczu zespołem skuteczniejszym i stąd nasze zwycięstwo. Dolcan to jednak nie jest drużyna do spadku. Zawiesili nam poprzeczkę bardzo wysoko - komplementował drużynę rywali opiekun drużyny z Bukowej.